sobota, 16 marca 2013

Jesteś moją córką .


Odświeżona i ubrana w czarną falującą sukienkę do kolan, z dekoltem w kształcie litery V oraz szpilki zawołała Zmarszczkę, która teraz prowadziła ją przez długi srebrno-brązowy korytarz. Na ścianach wisiały obrazy, które co chwila do niej mrugały, kłaniały się i witały. Czuła się jak w błogim narkotykowym haju ale teraz liczyło się to gdzie idzie. Dom jej starego wroga okazał się wielki i kręty jak labirynt, a wszystko po to, by w raze wypadku zmylić Zakon. W końcu stanęli przed dębowymi, prostymi drzwiami, a skrzat lekko zapukał, odwrócił się w jej stronę, lekko ukłonił i zniknął. Zdezorientowana Gryfonka stała przed drzwiami do momentu gdy usłyszała głośne "Proszę!". Powoli nacisnęła klamkę i zdecydowanym krokiem weszła do środka. Gabinet Malfoy'a seniora był utrzymany w ciepłych, lekko przyciemnionych barwach. Na środku pomieszczenia stało wielkie, mahoniowe biurko, a za nim na skórzanym fotelu siedział jego właściciel. Na całej prawej stronie ściany rozciągała się wielka biblioteczka. Po lewej znajdował się barek, a na środkowej ścianie widać było następne drzwi. Dziewczyna była w głębi serca niepewna, nie zmieniało to jednak faktu, że weszła pewnym krokiem do środka. Dyskretnie odchrząknęła i powiedziała najbardziej pewnym głosem na jaki było ją teraz stać :
- Dzień dobry panie Malfoy. - mężczyzna skinął głową, a następnie wstał.
Przypatrzył się jej dokładnie, lekko uśmiechając. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i widząc, że czeka aż to ona pierwsza się odezwie zaczęła :
- A więc... Chciał pan ze mną o czymś porozmawiać jak sądzę? - miała lekko przymknięte oczy jak by zaraz miała zapaść w sen.
-Nie. Nie ja, ale owszem jest ktoś... Choć za mną. - uśmiechnął sie przyjaźnie i odwrócił do drzwi. Dziewczyna wzięła dwa głębokie oddechy. Dopiero teraz dotarło do niej, że się cholernie denerwuje. "Kurwa Hermiono... Opanuj się, ćwiczyłyśmy to : spokój, opanowanie..." Jednak nadal nie mogła wyzbyć się uczucia, że jest w paszczy węża, bardzo groźnego węża...


Powoli weszła do dużego pokoju, w którym stał wielki, okrągły stół, przy którym siedział 17-letni chłopak. Miał czarne, lekko rozproszone wokół twarzy włosy, czarne, głębokie oczy, które teraz wpatrywały się w nią z niemym podziwem i zachwytem. Na jego ustach tkwił lekki, ironiczny ale pełen szczęścia uśmiech. Był blady, prawie jak ona i miał czerwone usta. "Kontrast" pomyślała Gryfonka. On cały jest taki... Kontrastowy. Uśmiechnęła się do niego leniwie, z dozą ironii i przebiegła dalej wzrokiem po pokoju. Ściany były obite zieloną tapetą, po lewej stronie na całą ścianę rozciągała się biblioteczka, jak w gabinecie Lucjusza. Naprzeciw stało okno, które wpuszczało świeże promienie słońca. Dopiero teraz zorientowała się, że przy oknie stoi jeszcze jeden mężczyzna. Miał zaczesane na żel, czarne włosy i lekko przymknięte oczy, co zauważyła, ponieważ stał do niej bokiem wyłapując na twarz więcej promieni słonecznych. Był blady tak jak chłopak i ona, do tego miał takie same rysy twarzy jak nastolatek.
- Hermiono...- usłyszała głos Lucjusza i popatrzyła na niego. -To jest Logan, a to...
- Lucjuszu. - usłyszała zimny głos mężczyzny stojącego przy oknie. Wszędzie by poznała ten głos. Voldemort...
- Tak Hermiono, tak ale teraz Tom jeśli można... Usiądź wyjaśnię ci to wszystko. - skołowana dziewczyna pokiwała głową i podeszła pewnym krokiem siadając naprzeciw Logana, który przypatrywał jej się z zachwytem. Nie rozumiała jego zachowania ale posłała mu chytry uśmiech, na co on odpowiedział tym samym .
- Lucjuszu jeśli byś był tak miły... - mężczyźni uśmiechnęli się do siebie.
- Oczywiście Tom... - usłyszała otwierane drzwi i oddalające sie kroki.
Spojrzała na początku na ciemnookiego, a później na Toma. Uśmiechał się do niej lekko .
- A więc chciałaś wstąpić do mych sług... Za zdradę... zamiast tego...
- Ojcze, mów normalnie. Dobrze wiesz, że niczego nie zrozumiem Z tej twojej plątaniny... Ehhh. - mruknął Logan. Gryfonka spojrzała zszokowana na chłopaka.
- Logan dobrze wiesz, że to poważna sprawa... - ten tylko kiwnął głową i zamilkł, wcześniej mrucząc coś o niesłuchaniu prawie dorosłych smarkaczy.
Uśmiechnęła się lekko słysząc to lecz zaraz znów spojrzała na mężczyznę
-Tak... A więc, co mówiłem zanim prawie dorosły smarkacz mi przerwał ? Ach... Hermiono musisz wiedzieć, że jesteś czarownicą najczystrzej krwi jaka isnieje... Jestes moją córką... - z ust Hermiony wydobył się pisk przerażenia.
- Nie to niemożliwe... - szeptała tak dobre pare minut, a gdy znów uniosła wzrok widziała swojego "ojca " lekko uśmiechniętego i zaciekawione spojrzenie Logana. Później była tylko ciemność...


Gdy się obudziła nadal była w tym samym pokoju, w którym zemdlała. Nad nią siedział lekko pochylony Logan ze zmartwieniem wypisanym na twarzy .
Gdy zobaczył, że ma otwarte oczy uśmiechnął się do niej promiennie i dotknął jej policzka koniuszkami palców.
-Nie odrzucaj go, on wcale nie jest zły... Tyle Cię szukał... Mineło już 17 lat odkąd matka uratowała Ci życie. Wcale nie jest potworem tylko go wysłuchaj... - szepnął jej do ucha .
Patrzyła na niego oniemiała ale pokiwała głową. Uśmiechął się smutno i znów się do niej przsunął.
- Ciężko mi to powiedzieć ale dziękujęsiostrzyczko... - uśmiechneła się lekko i wychrypiała ciche :
- Proszę. - Logan słysząc to parsknł smiechem a późniniej wydarł się :
- Guzdrała! - przd nim pojawił się mały skrzat w zielonych spodenkach. -Prznieś mi i mojej siostrze po szklance wody z bombelkami. - popatrzyła na niego zdziwiona, a on lekko spłonął rumieńcem i wzruszył ramionami. Po paru miutach, podczas których Hermiona wstała i usiadła na kanapie, z okropnym bólem głowy, zjawił się skrzat.
- Co tak długo? - warknął czarnowłosy, wziął od niego tacę i wyprosił gestem ręki.
Podał jej wodę, a ona z wdzięcznością w oczach wypiła całą.
- I co lepiej? - spytał z ironią w głosie.
- Taaa, o wiele. - mruknęła i uśmiechneła się słabo.
- Tatku obudziła się! - krzyknął prawie na całą posiadłości jej brat
- Łoł... - westchnęła. Spojrzał na nią zdziwony
- Co?
- Jak ktoś może tak głośno krzyczeć? - uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów.
-Lata praktyki.
Po chwili wszedł dobrze znany jej mężczyzna. Potarł się po policzku i uśmiechnął delikatnie
- Snape twierdzi że to przez... Ehmmm wyczepanie... Dużo ostanio spałaś? - dziewczyna lekko się zarumieniła i pokręciła przecząco głową, a w głowie przypomniała sobie każdą imprezę. Tą sprzed tygodnia, gdzie bawiła się przez 3 dni non-stop aż w konicu Lucas wyprosił ją. Tą noc gdy dała Marcelowi po twarzy. Tą noc gdy wylądował na oddziale, oczywiście przez nią, co słodko i z uśmiechem jej wybaczył, co jeszcze mocniej ją zdrenerwowało. Tą noc sprzed tygodnia gdy bawiła się z Paulem - sąsiadem, który okazał się równym gościem, do czasu gdy nie chciał jej pocałować. Tą sprzed paru dni z Malfoy' em, na wspomnienie której mimowolnie się skrzywiła.
- Trochę... miałam dużo zajęć... - na twarz jej ojca wypłynął słaby uśmiech. Ona zablokowała umysł krzwiąc się nieznacznie. Nienawidziła gdy ktoś czytał w jej umyśle.
- Tak miejsza z tym, wypij to na bół głowy... Pomoże. Jeśli chcesz to możemy porozmawiać później. - patrzył na nią z dzwiną troską. Myśl, że ktoś choć trochę się o nią boi przerażała ją. Przecież ona sama się zabijała, sama serwowała sobie śmiertelne zastrzyki.
Wszystkie bariery blokujące jej umysł puściły, a ona patrzyła w zmartwione spojrzenie swojego ojca. Nigdy nie widziała czegoś takiego u żadnego człowieka. Nawet u przyjaciół , lecz czy kiedykolwiek miała ich... Co prawda byli Ron, Harry no i Ginny ale oni zawsze dbali tylko o siebie, a ją tolerowali. Przyjaciół mugoli też nie miała, bo rodzice twierdzili, że jeszcze te cudowne dzieci moga się od niej zarazić... Co pozastawiała bez komentarza zamykając się w pokoju i marząc o powrocie do Hogwartu przy czym wylewała litry łez. Później jedak wpadała w jeszcze większą histerię przypominając sobie wyzwiska młodego Malfoy' a i jego paczki. Od razu przypomniała sobie jak z wiekiem zamieniała się w skałę, przestawała czuć, olewała... Lała się razem z wodą jak twierdził Lucas gdy razem pili w barze . Rodzice... Pffff ich nie można było tak nazwać. Te ciągłe kłótnie, ciągłe wyzwiska, to że ciągle wypominali jej że jest odmieńcem, brudną krwią swojej matki, jak to mawiał jej św.p ojciec. To, że nie mogła pokazać się z nią na żadnym przyjęciu, jakby to było nie wiadomo czym. Pamiętała jak kazali jej... "Dość, nie wspominaj tego bydlaka..." Szybko zablokowała swój umysł żeby Tom tego nie zobaczył, jednak dostrzegła cień smutku przebiegający po jego twarzy.
- Przepraszam... Nie powinnam... - szepneła cicho w stronę ojca, który uśmiechnął się do niej smutno.
- Nic się nie stało... To ... Nie wiedziałem, że mugole mają pojęcie o czystości krwi...
- Oni mają trochę inaczej... Większość mugoli nie przejmuje się tym. Jest jednak coś takiego jak szlachta. To bardzo stare rody, które pilnują lini i krwi rodziny. Nie wychodzą za inną krew. Tak to nazwają. - mrukneła cicho i spojrzała na ojca i Logana, którzy wpatrywali się w nią w milczeniu.
- Najczystrza krew mugoli...
- Tak błękitna. - poprawiła cicho brata i wzięła od ojca flakonik i nie wąchając wypiła. Nie czuła przy nich strachu... Czuła sie taka akceptowana... Dziwne, że najstraszniejszy czarodziej okaże się jej ojcem i do tego, co napawało ją wręcz strachem, czuła się przy nich taka potrzebna , chciana, normalna. Siedziała przy stole i czekała aż Tom w końcu się odezwie. Nie wiedziała czy ma do końca wierzyć w to co jej powiedzieli ale z jednej strony chciała żeby to była prawda. W pewnej chwili usłyszała westchnienie ojca. Spojrzała na niego, a on zaczął mówić :
-Hemiono, 17 lat temu gdy się urodziłaś bylismy tacy szczęśliwi : ja, Kate bo tak nazywała się twoja matka i Logan. Po trzech dniach usłyszeliśmy, że Dumbledore wydał rozkaz zabicia ciebie i Logana. Matka i ja byliśmy zrozpaczeni. Logan wyjechał do babki dzień wcześniej, a ty miałaś dla bezpieczeństwa pojechać dzień później, jednak nie udało się. W nocy przyszedł Zakon, zaczęła się walka, a ja z moimi ludźmi wyszliśmy. Kobiety pilnowały ciebie i córki Belli. Nie udawało się, było nas za mało, a ich za dużo. Wtedy urodziła się jeszcze Luiza Lestrange. Nie chcieliśmy żeby i ona zgineła więc twoja matka rzuciła na was zaklęcie... Potem służące wyniosły was, a następne dwie czarownice przniosły z mugolskiego sierocińca dwie dzieczynki i podłożyły je na wasze miejsce. Ty zostałaś dla większego bezpieczeństwa przeniesiona do mugoli, a Luiza do czarodzieji. Ślad po was zaginął bo czar był za potężny. Hermiono, twoja matka była potężną czarownicą i jesteście do siebie takie podobne... Ale wracając do historii. Zaklęcie polegało na tym, że ty i Luiza staniecie się inne, a mianowicie zmieni się wasz wygląd i charakter oraz zapomnicie o rodzinie. Dopiero w wieku 16 lat miałyście sobie wszystko przypomnieć i same zdecydować, po której stronie staniecie. - marszczył brwi na każde wspomnienie.
Nie wiedziałaa co myśleć, co powiedzieć. Wstała. Spojrzeli na nią, a ona podeszła do okna. " I co ja teraz zrobię? " Gdy minuty się ciągneły, a ona stałam przypatrując się chmurom w pokoju zapanowała cisza.
- Chcę dowodu. - stwierdziła po chwili zastanowienia. Zapadła cisza. Odwróciła się i zauważyła, że Czarny Pan nad czymś rozmyśla. Nagle jego twraz się rozpogodziła i zawołał skrzata.
-Przyprowaź Nagini. - po następnych, długich 5 minutach do pokoju wpełzł wąż. Voldemort spojrzał na nią i się uśmiechnął .
-Tylko Riddle' owie potrafią komunikować się z wężami. Najpierw Logan. - czarnooki usmiechnął sie do dziewczyny i wysyczał :
- Witaj. - rozumiała. Naprawdę rozumiała co powiedział! Spojrzała na ojca . Uśmiechnął się do niej i powiedział :
-Teraz ty moja droga. - spojrzała na nich niepewnie. Czuła się strasznie niekomfortowo, a co jak jej nie wyjdzie? Lecz wiedziała, że musi spróbować . Tylko dla siebie, dla jej własnego sumienia.
- Witaj. - wąż podpełz do niej, a ona stała nie okazując zdenerwowania. Do tej pory widziała je tylko za szybą w zoo, a teraz on do niej pełz! Stanął przy niej, a ona uniosła głowę i odpowiedziała :
- Witaj. - spojrzała na ojca.
- Teraz wierzę. Dziękuję, że mi powiedziałeś prawdę...Tato - tak była wdzięczna, nikt nigdy nie był z nią do końca szczery aż do teraz. Na jego twarzy wykwitł szczery uśmiech, a oczy zabłysły.
- Cieszę się moja droga. Myślę, że jesteś zmęczona idź się prześpij. - uśmiecheła się promiennie na myśl o wygodnym łożu. Gdy stała już na korytarzu powiedziawszy Loganowi, że zna drogę do pokoju, pluła sobie w brodę. " Kurwa Hermiono, CZASEM - WARTO - DAĆ - SOBIE - POMÓC " mimowolnie się uśmiecheła i ruszyła modląc się do Slytherina o zbawienie i jakąś mapę.

5 komentarzy:

  1. Dziś znalazłam twojego bloga i przeczytałam całość. Przez pierwsze rozdziały było pełno błędów ale w tym już nie. Bardzo mi się podoba twój blog. Czekam na kolejne rozdziały.:D

    Pozdrawiam Jagoda :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże ! To jest cudowne. Totalnie inna historia :P Świetna. Ja chcę więcej. Mam nadzieję ,że nie będe musiała długo czekać

    Wiklara

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam twoje opowiadanie jeszcze jak pisałaś je pod starym adresem. Zainteresowało mnie :)Czekam, aż dodasz rozdziały, których nie było na starej stronie. Pozdrawiam:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. Więcej informacji na http://dramione-historie.blogspot.com/:) Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Omg!!! -,-


    Pisze więcej!

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie : dramione-ever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń