Odświeżona
i ubrana w czarną falującą sukienkę do kolan, z dekoltem w
kształcie litery V oraz szpilki zawołała Zmarszczkę, która teraz
prowadziła ją przez długi srebrno-brązowy korytarz. Na ścianach
wisiały obrazy, które co chwila do niej mrugały, kłaniały się i
witały. Czuła się jak w błogim narkotykowym haju ale teraz
liczyło się to gdzie idzie. Dom jej starego wroga okazał się
wielki i kręty jak labirynt, a wszystko po to, by w raze wypadku
zmylić Zakon. W końcu stanęli przed dębowymi, prostymi drzwiami,
a skrzat lekko zapukał, odwrócił się w jej stronę, lekko ukłonił
i zniknął. Zdezorientowana Gryfonka stała przed drzwiami do
momentu gdy usłyszała głośne "Proszę!".
Powoli nacisnęła klamkę i zdecydowanym krokiem weszła do środka.
Gabinet Malfoy'a seniora był utrzymany w ciepłych, lekko
przyciemnionych barwach. Na środku pomieszczenia stało wielkie,
mahoniowe biurko, a za nim na skórzanym fotelu siedział jego
właściciel. Na całej prawej stronie ściany rozciągała się
wielka biblioteczka. Po lewej znajdował się barek, a na środkowej
ścianie widać było następne drzwi. Dziewczyna była w głębi
serca niepewna, nie zmieniało to jednak faktu, że weszła pewnym
krokiem do środka. Dyskretnie odchrząknęła i powiedziała
najbardziej pewnym głosem na jaki było ją teraz stać :
-
Dzień dobry panie Malfoy. - mężczyzna skinął głową, a
następnie wstał.
Przypatrzył
się jej dokładnie, lekko uśmiechając. Dziewczyna spłonęła
rumieńcem i widząc, że czeka aż to ona pierwsza się odezwie
zaczęła :
-
A więc... Chciał pan ze mną o czymś porozmawiać jak sądzę? -
miała lekko przymknięte oczy jak by zaraz miała zapaść w sen.
-Nie.
Nie ja, ale owszem jest ktoś... Choć za mną. - uśmiechnął sie
przyjaźnie i odwrócił do drzwi. Dziewczyna wzięła dwa głębokie
oddechy. Dopiero teraz dotarło do niej, że się cholernie
denerwuje.
"Kurwa Hermiono... Opanuj się, ćwiczyłyśmy to : spokój,
opanowanie..." Jednak
nadal nie mogła wyzbyć się uczucia, że jest w paszczy węża,
bardzo groźnego węża...
Powoli
weszła do dużego pokoju, w którym stał wielki, okrągły stół,
przy którym siedział 17-letni chłopak. Miał czarne, lekko
rozproszone wokół twarzy włosy, czarne, głębokie oczy, które
teraz wpatrywały się w nią z niemym podziwem i zachwytem. Na jego
ustach tkwił lekki, ironiczny ale pełen szczęścia uśmiech. Był
blady, prawie jak ona i miał czerwone usta.
"Kontrast" pomyślała
Gryfonka. On cały jest taki... Kontrastowy. Uśmiechnęła się do
niego leniwie, z dozą ironii i przebiegła dalej wzrokiem po pokoju.
Ściany były obite zieloną tapetą, po lewej stronie na całą
ścianę rozciągała się biblioteczka, jak w gabinecie Lucjusza.
Naprzeciw stało okno, które wpuszczało świeże promienie słońca.
Dopiero teraz zorientowała się, że przy oknie stoi jeszcze jeden
mężczyzna. Miał zaczesane na żel, czarne włosy i lekko
przymknięte oczy, co zauważyła, ponieważ stał do niej bokiem
wyłapując na twarz więcej promieni słonecznych. Był blady tak
jak chłopak i ona, do tego miał takie same rysy twarzy jak
nastolatek.
-
Hermiono...- usłyszała głos Lucjusza i popatrzyła na niego. -To
jest Logan, a to...
-
Lucjuszu. - usłyszała zimny głos mężczyzny stojącego przy
oknie. Wszędzie by poznała ten głos. Voldemort...
-
Tak Hermiono, tak ale teraz Tom jeśli można... Usiądź wyjaśnię
ci to wszystko. - skołowana dziewczyna pokiwała głową i podeszła
pewnym krokiem siadając naprzeciw Logana, który przypatrywał jej
się z zachwytem. Nie rozumiała jego zachowania ale posłała mu
chytry uśmiech, na co on odpowiedział tym samym .
-
Lucjuszu jeśli byś był tak miły... - mężczyźni uśmiechnęli
się do siebie.
-
Oczywiście Tom... - usłyszała otwierane drzwi i oddalające sie
kroki.
Spojrzała
na początku na ciemnookiego, a później na Toma. Uśmiechał się
do niej lekko .
-
A więc chciałaś wstąpić do mych sług... Za zdradę... zamiast
tego...
-
Ojcze, mów normalnie. Dobrze wiesz, że niczego nie zrozumiem Z tej
twojej plątaniny... Ehhh. - mruknął Logan. Gryfonka spojrzała
zszokowana na chłopaka.
-
Logan dobrze wiesz, że to poważna sprawa... - ten tylko kiwnął
głową i zamilkł, wcześniej mrucząc coś o niesłuchaniu prawie
dorosłych smarkaczy.
Uśmiechnęła
się lekko słysząc to lecz zaraz znów spojrzała na mężczyznę
-Tak...
A więc, co mówiłem zanim prawie dorosły smarkacz mi przerwał ?
Ach... Hermiono musisz wiedzieć, że jesteś czarownicą
najczystrzej krwi jaka isnieje... Jestes moją córką... - z ust
Hermiony wydobył się pisk przerażenia.
-
Nie to niemożliwe... - szeptała tak dobre pare minut, a gdy znów
uniosła wzrok widziała swojego "ojca " lekko
uśmiechniętego i zaciekawione spojrzenie Logana. Później była
tylko ciemność...
Gdy
się obudziła nadal była w tym samym pokoju, w którym zemdlała.
Nad nią siedział lekko pochylony Logan ze zmartwieniem wypisanym na
twarzy .
Gdy
zobaczył, że ma otwarte oczy uśmiechnął się do niej promiennie
i dotknął jej policzka koniuszkami palców.
-Nie
odrzucaj go, on wcale nie jest zły... Tyle Cię szukał... Mineło
już 17 lat odkąd matka uratowała Ci życie. Wcale nie jest
potworem tylko go wysłuchaj... - szepnął jej do ucha .
Patrzyła
na niego oniemiała ale pokiwała głową. Uśmiechął się smutno i
znów się do niej przsunął.
-
Ciężko mi to powiedzieć ale dziękujęsiostrzyczko... -
uśmiechneła się lekko i wychrypiała ciche :
-
Proszę. - Logan słysząc to parsknł smiechem a późniniej wydarł
się :
-
Guzdrała! - przd nim pojawił się mały skrzat w zielonych
spodenkach. -Prznieś mi i mojej siostrze po szklance wody z
bombelkami. - popatrzyła na niego zdziwiona, a on lekko spłonął
rumieńcem i wzruszył ramionami. Po paru miutach, podczas których
Hermiona wstała i usiadła na kanapie, z okropnym bólem głowy,
zjawił się skrzat.
-
Co tak długo? - warknął czarnowłosy, wziął od niego tacę i
wyprosił gestem ręki.
Podał
jej wodę, a ona z wdzięcznością w oczach wypiła całą.
-
I co lepiej? - spytał z ironią w głosie.
-
Taaa, o wiele. - mruknęła i uśmiechneła się słabo.
-
Tatku obudziła się! - krzyknął prawie na całą posiadłości jej
brat
-
Łoł... - westchnęła. Spojrzał na nią zdziwony
-
Co?
-
Jak ktoś może tak głośno krzyczeć? - uśmiechnął się
pokazując rząd białych zębów.
-Lata
praktyki.
Po
chwili wszedł dobrze znany jej mężczyzna. Potarł się po policzku
i uśmiechnął delikatnie
-
Snape twierdzi że to przez... Ehmmm wyczepanie... Dużo ostanio
spałaś? - dziewczyna lekko się zarumieniła i pokręciła
przecząco głową, a w głowie przypomniała sobie każdą imprezę.
Tą sprzed tygodnia, gdzie bawiła się przez 3 dni non-stop aż w
konicu Lucas wyprosił ją. Tą noc gdy dała Marcelowi po twarzy. Tą
noc gdy wylądował na oddziale, oczywiście przez nią, co słodko i
z uśmiechem jej wybaczył, co jeszcze mocniej ją zdrenerwowało. Tą
noc sprzed tygodnia gdy bawiła się z Paulem - sąsiadem, który
okazał się równym gościem, do czasu gdy nie chciał jej
pocałować. Tą sprzed paru dni z Malfoy' em, na wspomnienie której
mimowolnie się skrzywiła.
-
Trochę... miałam dużo zajęć... - na twarz jej ojca wypłynął
słaby uśmiech. Ona zablokowała umysł krzwiąc się nieznacznie.
Nienawidziła gdy ktoś czytał w jej umyśle.
-
Tak miejsza z tym, wypij to na bół głowy... Pomoże. Jeśli chcesz
to możemy porozmawiać później. - patrzył na nią z dzwiną
troską. Myśl, że ktoś choć trochę się o nią boi przerażała
ją. Przecież ona sama się zabijała, sama serwowała sobie
śmiertelne zastrzyki.
Wszystkie
bariery blokujące jej umysł puściły, a ona patrzyła w zmartwione
spojrzenie swojego ojca. Nigdy nie widziała czegoś takiego u
żadnego człowieka. Nawet u przyjaciół , lecz czy kiedykolwiek
miała ich... Co prawda byli Ron, Harry no i Ginny ale oni zawsze
dbali tylko o siebie, a ją tolerowali. Przyjaciół mugoli też nie
miała, bo rodzice twierdzili, że jeszcze te cudowne dzieci moga się
od niej zarazić... Co pozastawiała bez komentarza zamykając się w
pokoju i marząc o powrocie do Hogwartu przy czym wylewała litry
łez. Później jedak wpadała w jeszcze większą histerię
przypominając sobie wyzwiska młodego Malfoy' a i jego paczki. Od
razu przypomniała sobie jak z wiekiem zamieniała się w skałę,
przestawała czuć, olewała... Lała się razem z wodą jak
twierdził Lucas gdy razem pili w barze . Rodzice... Pffff ich nie
można było tak nazwać. Te ciągłe kłótnie, ciągłe wyzwiska,
to że ciągle wypominali jej że jest odmieńcem, brudną krwią
swojej matki, jak to mawiał jej św.p ojciec. To, że nie mogła
pokazać się z nią na żadnym przyjęciu, jakby to było nie
wiadomo czym. Pamiętała jak kazali jej... "Dość,
nie wspominaj tego bydlaka..."
Szybko zablokowała swój umysł żeby Tom tego nie zobaczył, jednak
dostrzegła cień smutku przebiegający po jego twarzy.
-
Przepraszam... Nie powinnam... - szepneła cicho w stronę ojca,
który uśmiechnął się do niej smutno.
-
Nic się nie stało... To ... Nie wiedziałem, że mugole mają
pojęcie o czystości krwi...
-
Oni mają trochę inaczej... Większość mugoli nie przejmuje się
tym. Jest jednak coś takiego jak szlachta. To bardzo stare rody,
które pilnują lini i krwi rodziny. Nie wychodzą za inną krew. Tak
to nazwają. - mrukneła cicho i spojrzała na ojca i Logana, którzy
wpatrywali się w nią w milczeniu.
-
Najczystrza krew mugoli...
-
Tak błękitna. - poprawiła cicho brata i wzięła od ojca flakonik
i nie wąchając wypiła. Nie czuła przy nich strachu... Czuła sie
taka akceptowana... Dziwne, że najstraszniejszy czarodziej okaże
się jej ojcem i do tego, co napawało ją wręcz strachem, czuła
się przy nich taka potrzebna , chciana, normalna. Siedziała przy
stole i czekała aż Tom w końcu się odezwie. Nie wiedziała czy ma
do końca wierzyć w to co jej powiedzieli ale z jednej strony
chciała żeby to była prawda. W pewnej chwili usłyszała
westchnienie ojca. Spojrzała na niego, a on zaczął mówić :
-Hemiono,
17 lat temu gdy się urodziłaś bylismy tacy szczęśliwi : ja,
Kate bo tak nazywała się twoja matka i Logan. Po trzech dniach
usłyszeliśmy, że Dumbledore wydał rozkaz zabicia ciebie i Logana.
Matka i ja byliśmy zrozpaczeni. Logan wyjechał do babki dzień
wcześniej, a ty miałaś dla bezpieczeństwa pojechać dzień
później, jednak nie udało się. W nocy przyszedł Zakon, zaczęła
się walka, a ja z moimi ludźmi wyszliśmy. Kobiety pilnowały
ciebie i córki Belli. Nie udawało się, było nas za mało, a ich
za dużo. Wtedy urodziła się jeszcze Luiza Lestrange. Nie
chcieliśmy żeby i ona zgineła więc twoja matka rzuciła na was
zaklęcie... Potem służące wyniosły was, a następne dwie
czarownice przniosły z mugolskiego sierocińca dwie dzieczynki i
podłożyły je na wasze miejsce. Ty zostałaś dla większego
bezpieczeństwa przeniesiona do mugoli, a Luiza do czarodzieji. Ślad
po was zaginął bo czar był za potężny. Hermiono, twoja matka
była potężną czarownicą i jesteście do siebie takie podobne...
Ale wracając do historii. Zaklęcie polegało na tym, że ty i Luiza
staniecie się inne, a mianowicie zmieni się wasz wygląd i
charakter oraz zapomnicie o rodzinie. Dopiero w wieku 16 lat
miałyście sobie wszystko przypomnieć i same zdecydować, po której
stronie staniecie. - marszczył brwi na każde wspomnienie.
Nie
wiedziałaa co myśleć, co powiedzieć. Wstała. Spojrzeli na nią,
a ona podeszła do okna. " I
co ja teraz zrobię? "
Gdy minuty się ciągneły, a ona stałam przypatrując się chmurom
w pokoju zapanowała cisza.
-
Chcę dowodu. - stwierdziła po chwili zastanowienia. Zapadła cisza.
Odwróciła się i zauważyła, że Czarny Pan nad czymś rozmyśla.
Nagle jego twraz się rozpogodziła i zawołał skrzata.
-Przyprowaź
Nagini. - po następnych, długich 5 minutach do pokoju wpełzł
wąż. Voldemort spojrzał na nią i się uśmiechnął .
-Tylko
Riddle' owie potrafią komunikować się z wężami. Najpierw Logan.
- czarnooki usmiechnął sie do dziewczyny i wysyczał :
-
Witaj. - rozumiała. Naprawdę rozumiała co powiedział! Spojrzała
na ojca . Uśmiechnął się do niej i powiedział :
-Teraz
ty moja droga. - spojrzała na nich niepewnie. Czuła się strasznie
niekomfortowo, a co jak jej nie wyjdzie? Lecz wiedziała, że musi
spróbować . Tylko dla siebie, dla jej własnego sumienia.
-
Witaj. - wąż podpełz do niej, a ona stała nie okazując
zdenerwowania. Do tej pory widziała je tylko za szybą w zoo, a
teraz on do niej pełz! Stanął przy niej, a ona uniosła głowę i
odpowiedziała :
-
Witaj. - spojrzała na ojca.
-
Teraz wierzę. Dziękuję, że mi powiedziałeś prawdę...Tato - tak
była wdzięczna, nikt nigdy nie był z nią do końca szczery aż do
teraz. Na jego twarzy wykwitł szczery uśmiech, a oczy zabłysły.
-
Cieszę się moja droga. Myślę, że jesteś zmęczona idź się
prześpij. - uśmiecheła się promiennie na myśl o wygodnym łożu.
Gdy stała już na korytarzu powiedziawszy Loganowi, że zna drogę
do pokoju, pluła sobie w brodę. "
Kurwa Hermiono, CZASEM - WARTO - DAĆ - SOBIE - POMÓC "
mimowolnie
się uśmiecheła i ruszyła modląc się do Slytherina o zbawienie i
jakąś mapę.
Dziś znalazłam twojego bloga i przeczytałam całość. Przez pierwsze rozdziały było pełno błędów ale w tym już nie. Bardzo mi się podoba twój blog. Czekam na kolejne rozdziały.:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Jagoda :)
O boże ! To jest cudowne. Totalnie inna historia :P Świetna. Ja chcę więcej. Mam nadzieję ,że nie będe musiała długo czekać
OdpowiedzUsuńWiklara
Czytałam twoje opowiadanie jeszcze jak pisałaś je pod starym adresem. Zainteresowało mnie :)Czekam, aż dodasz rozdziały, których nie było na starej stronie. Pozdrawiam:D
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do The Versatile Blogger. Więcej informacji na http://dramione-historie.blogspot.com/:) Pozdrawiam:)
UsuńOmg!!! -,-
OdpowiedzUsuńPisze więcej!
Pozdrawiam i zapraszam do mnie : dramione-ever.blogspot.com