sobota, 23 marca 2013

Tym razem był to uśmiech tylko dla Niej.


  Od Autorki
Chciałam Serdecznie podziękować wam za każdy miły komentarz. Bardzo mi pomagacie i wspieracie. 
Dziękuje też Kath za te wszystkie poprawy :D 
Miłego Czytania .  



Hermiona
Czas dłużył się niemiłosiernie, a korytarze ciągnęły w nieskończoność. Byłam u kresu załamania, nie wiedziałam gdzie jestem, pogubiłam się i już nie patrzyłam gdzie idę myślami odpłynęłam daleko.
Teraz jestem Hermiona Jane Riddle, moje życie się zmieni, a ja już się zmieniłam. Kim tak naprawdę jestem, jakie jest życie czarodzieja z mugolskim nałogiem? Jakie jest moje życie? Jaka jest moja rola w tej morderczej grze zwanej życiem? Jaka ja naprawdę jestem?
Na dzień dzisiejszy wiem o sobie tylko parę rzeczy. Mianowicie :
1. Jestem czarownicą najczystszej krwi.
2. Mam brata i ojca czyli nie jestem sierotą.
3. Moje życie kończy i zaczyna się od jednej rzeczy - strzykawki.
4. Z przyjaciół została mi tylko Gin.
5. I jest Malfoy.
Malfoy... Chwila dlaczego ja w ogóle o nim myślę? Bo jest... No właśnie kim? Kim jest naprawdę Draco Malfoy? Czy ja go kiedyś znałam? Nigdy....
Nagle poczułam jak uderzam w coś miękkiego i lepkiego i prawie ląduje pupą na twardej marmurowej posadce. Gdyby nie czyjeś silne ramiona, które mnie przyciągnęły. Usłyszałam lekkie posapywanie.
- No proszę czyżby nasza Ridldlówna się zgubiła? - zachrypnięty męski głos wysyczał mi do ucha.
- Puszczaj... Ty, ty... Kim ty w ogóle jesteś?
- Goyle. - poczułam jak ogarnia mnie fala obrzydzenia.
- Puszczaj, ty skretyniała nic nie warta szumowino!!! - wrzasnęłam gdy jego ręce znalazły się na mojej pupie.
- A co jeśli nie chcę? - teraz ogarnęła mnie panika. Dobra Hermiono spokojnie.
Po pierwsze, jest od ciebie większy dużo większy no i silniejszy czyli jak dasz mu kopa albo po mordzie to pewnie nie poczuje przez tą górę tłuszczu.
Po drugie przygwoździł cię do ściany.
Po trzecie nie możesz dosięgnąć różdżki.
Po czwarte zamiast mózgu ma galaretę więc pewnie nie myśli.
Wrzasnęłam, tylko to mi pozostało. Cholera, nie dam sobie rady sama, jednak próbowałam .
Spokojnie Herm z większym bydłem miałaś do czynienia.
No właśnie czego nauczył cię Luc ?
- Dobrze Ci radze ty sukinkocie jeśli nie chcesz poczuć co to gniew kobiety. -warknęłam i wbiłam paznokcie w jego " talię " na co on tylko się zaśmiał.
- Jaka ostra, ciekawe czy jesteś taka... Aaaaaaaa ty wariatko!!!
- Mówiłam i ostrzegałam, a teraz zabierz to krowie cielsko i spierdalaj póki Ci życie miłe śmieciu - miałam tak przesłodzony głos, że aż się skrzywiłam, a w tym samym czasie chłopak próbował ugasić ogień ze swojej koszulki i spodni.
" No tak wieka Hermiona umie panować nad ogniem " - szepnęło sumienie.
Taaa ale on się zaraz spali.
" To mu pomóż wariatko " - warknęło.
Ale on mnie napastował!
" Ale ty nie jesteś nim, jesteś ponad to."
- Kurwa. - szepnęłam gdy poczułam, że moja różdżka gdzieś wypadła w całej tej szamotaninie.
Zaczęłam nerwowo rozglądać się po korytarzu gdy drzwi po drugiej stronie otworzyły się z hukiem.
- Co tu do jasnej... - warknął poirytowany Draco Malfoy lecz chwile puzniej na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
- Malfoy weź go ugaś ja... - nie czekając wyjął różdżkę i posłał na chłopaka strumień lodowatej wody.
- Zmiataj. - popatrzyłam na zdenerwowanego chłopaka, który podnosił się z podłogi.
- Jeszcze mnie popamiętasz ty nic nie warty... - warknęłam lecz zatrzymałam się w połowie bo on już znikł za rogiem.
- Co ty mu zrobiłaś? - dopiero teraz spojrzałam na chłopaka, który wpatrywał się we mnie intensywnie.
- Moja różdżka gdzie ona jest? - mruknęłam i zaczęłam rozglądać się po podłodze, a gdy ją podniosłam spojrzałam na rozbawionego chłopaka.
- No co Ci takiego zrobił?
- Dobierał się do mnie... Wiesz bo ja...
- Nie możesz trafić z powrotem... - widziałam, że chce zmienić temat. I widziałam jak zacisnął ręce w pięści.
- Yhmmmm. - odpowiedziałam szczerze zdziwiona jego zachowaniem.
- Chodź, zaprowadzę cię. - jeszcze chwile się śmiał gdy nagle spoważniał i spojrzał na mnie intensywnie.
- Więc nie masz się czym przejmować powiadomię kogoś o tym... incydencie. - tylko kiwnęłam głową , bo co niby miałam powiedzieć? Gdy stanęliśmy pod drzwiami mojego pokoju znów na mnie spojrzał lecz tym razem intensywniej....
-Więc wiesz... już kim jesteś ?- przygryzł policzek, a ja mimo-woli uśmiechałam się na ten widok kącikiem ust
-Tak wiem - Nie chciałam mu ułatwiać
-Słuchaj ...bo... bojaniewiedziałemijakośtakwyszłowieszkimjesteśmyimamnadziejężeniemaszmizazłealezrozumiemjakbędzieszczułasięzlewmojmtowarzystwie - stał przede mną, a z jego oczu biła dziwna wiązanka uczuć .
- Słuchaj, jak już mówiłam muszę to przemyśleć... Ja wiem, że ty nie tolerujesz ludzi nieczystej krwi i rozumiem to, jednak...
- Tak wiem - pokiwał głową ze zrozumieniem
- Więc daj mi trochę czasu, a Ci odpowiem ok? -spojrzał na mnie ze smutkiem jednak znów pokiwał głową. - Do zobaczenia na kolacji.
-Taaaa wiesz... - na jego twarzy mimowolnie wy-tkwił uśmiech.
- Trochę minie nim się połapiesz. Wejdę po ciebie jeśli Ci to odpowiada...
- Chętnie. - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało
- Taaa pa. - przesunął ręką po platynowych włosach i ruszył w ciemny korytarz . Patrzyłam jak znikał, jak pochłaniał go cień. Był wtedy taki...
- O czym ja myślę? - mruknęłam i weszłam do pokoju z uśmiechem na ustach. A w głowie miałam nadal te uśmiech i oczy pełne nadziei i czegoś jeszcze...




Draco


Szedłem szybkim krokiem przez ciemne korytarze w głowie miałem jedną myśl : "Zabić". Pierwszy raz w mojej karierze Śmierciożercy miałem tak wielką ochotę zabić. Bez skrupułów rzucić jedno z 3 Niewybaczalnych zaklęć, Wpadłem do pokoju mojego byłego przyjaciela.
-Ty pierdolony śmieciu. -warknąłem i przyłożyłem różdżkę do szyj kolegi po fachu.
- Co Ci Malfoy znów odbiło ? - Zapytał zdenerwowany
-Mi? To TY dobierałeś się do Hermiony. -
- Jeszcze wczoraj była nic nie wartą szlamą.- zaśmiał się na głos, a ja chwilę stałem jak sparaliżowany
- Crucio. - mruknąłem, a chłopak zwijał się w bólu i wrzeszczał.
- Zamknji ryj! Powiem to tylko raz : jeszcze raz ją dotkniesz, staniesz w jej cieniu lub coś podobnego, a nie podaruje psie! - chłopak zawył jeszcze głośniej bo wzmocniłem zaklęcie. Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem, a chwile później różdżka wyleciała z moich rąk zrywając zaklęcie.
- To jeszcze nie koniec będziesz zdychał ty plugawy brudny...
- Draconie. - zesztywniałem i powoli odwróciłem się w stronę Toma.
- Panie, ojcze. - obydwoje wyglądali na zdegustowanych
- Wyjaśnisz co to ma znaczyć? -ukłoniłem się lekko i posłałem im uśmiech nr. 6 ( czytaj. jestem niewinny ).
- Oczywiście Panie , ojcze jeśli pozwolicie. Ten osobnik dobierał się do Hermiony. Osobiście poczułem się odpowiedzialny pomóc jej tak więc jest już w pokoju . - Tom zbladł momentalnie, a Lucjusz wywołał na swoją twarz maskę.
- Ahhhh Daconie, pozwolisz, że ja się nim zajmę. - widziałam, że był zdenerwowany
- Oczywiście Panie - mruknąłem.
- No i dziękuje za troskę. - znów się ukłoniłem.
-To mój obowiązek - widziałem zaskoczenie na dwóch twarzach jednak wyszedłem z pokoju zostawiając dwójkę złych mężczyzn i przestraszonego nastolatka na pastwę losu . Gdy wchodziłem do pokoju zobaczyłem, że Megan i Logan siedzą w pokoju.
- Kogo to diabli przywiali, gdzieś się podziewał Smoku ? - Uśmiechnąłem się mimowolnie
- Ratowałem tyłek pięknej dziewicy - spojrzeli na mnie zdezorientowani. Gdy nagle Logan wstał jak oparzony
- Hermiona...
-Właśnie ona.
-Ale kto? Co? - przewróciłem oczami.
- Goyle, twój ojczulek się już nim zajmuje.
- Z kąd ty...?
- Bo sam miałem ochotę zabić. - wstałem z kanapy biorąc do ręki Ognistą.
- Czyżby mój braciszek się zakochał? - usłyszałem tuż przy drzwiach łazienki głos siostry. I, że ona niby ze mną ma dzielić geny? Niedorzeczność. Fakt była piękna : długie blond włosy opadające do łopatek, duże oczy powalały swą zmysłowością, a przykryte były grubą kaskadą rzęs. Figurę też miała nienaganną, le gdzie jej do Granger...
- Żartujesz, to tylko... Granger. - wszedłem szybko do środka by nie widzieli jak robię się blady.
- Ehhhh Granger coś ty ze mną zrobiła?- mruknąłem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Lecz ten nie był oznaczony plakietką z liczbą. Tym razem był to uśmiech tylko dla Niej.




CDN

sobota, 16 marca 2013

Jesteś moją córką .


Odświeżona i ubrana w czarną falującą sukienkę do kolan, z dekoltem w kształcie litery V oraz szpilki zawołała Zmarszczkę, która teraz prowadziła ją przez długi srebrno-brązowy korytarz. Na ścianach wisiały obrazy, które co chwila do niej mrugały, kłaniały się i witały. Czuła się jak w błogim narkotykowym haju ale teraz liczyło się to gdzie idzie. Dom jej starego wroga okazał się wielki i kręty jak labirynt, a wszystko po to, by w raze wypadku zmylić Zakon. W końcu stanęli przed dębowymi, prostymi drzwiami, a skrzat lekko zapukał, odwrócił się w jej stronę, lekko ukłonił i zniknął. Zdezorientowana Gryfonka stała przed drzwiami do momentu gdy usłyszała głośne "Proszę!". Powoli nacisnęła klamkę i zdecydowanym krokiem weszła do środka. Gabinet Malfoy'a seniora był utrzymany w ciepłych, lekko przyciemnionych barwach. Na środku pomieszczenia stało wielkie, mahoniowe biurko, a za nim na skórzanym fotelu siedział jego właściciel. Na całej prawej stronie ściany rozciągała się wielka biblioteczka. Po lewej znajdował się barek, a na środkowej ścianie widać było następne drzwi. Dziewczyna była w głębi serca niepewna, nie zmieniało to jednak faktu, że weszła pewnym krokiem do środka. Dyskretnie odchrząknęła i powiedziała najbardziej pewnym głosem na jaki było ją teraz stać :
- Dzień dobry panie Malfoy. - mężczyzna skinął głową, a następnie wstał.
Przypatrzył się jej dokładnie, lekko uśmiechając. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i widząc, że czeka aż to ona pierwsza się odezwie zaczęła :
- A więc... Chciał pan ze mną o czymś porozmawiać jak sądzę? - miała lekko przymknięte oczy jak by zaraz miała zapaść w sen.
-Nie. Nie ja, ale owszem jest ktoś... Choć za mną. - uśmiechnął sie przyjaźnie i odwrócił do drzwi. Dziewczyna wzięła dwa głębokie oddechy. Dopiero teraz dotarło do niej, że się cholernie denerwuje. "Kurwa Hermiono... Opanuj się, ćwiczyłyśmy to : spokój, opanowanie..." Jednak nadal nie mogła wyzbyć się uczucia, że jest w paszczy węża, bardzo groźnego węża...


Powoli weszła do dużego pokoju, w którym stał wielki, okrągły stół, przy którym siedział 17-letni chłopak. Miał czarne, lekko rozproszone wokół twarzy włosy, czarne, głębokie oczy, które teraz wpatrywały się w nią z niemym podziwem i zachwytem. Na jego ustach tkwił lekki, ironiczny ale pełen szczęścia uśmiech. Był blady, prawie jak ona i miał czerwone usta. "Kontrast" pomyślała Gryfonka. On cały jest taki... Kontrastowy. Uśmiechnęła się do niego leniwie, z dozą ironii i przebiegła dalej wzrokiem po pokoju. Ściany były obite zieloną tapetą, po lewej stronie na całą ścianę rozciągała się biblioteczka, jak w gabinecie Lucjusza. Naprzeciw stało okno, które wpuszczało świeże promienie słońca. Dopiero teraz zorientowała się, że przy oknie stoi jeszcze jeden mężczyzna. Miał zaczesane na żel, czarne włosy i lekko przymknięte oczy, co zauważyła, ponieważ stał do niej bokiem wyłapując na twarz więcej promieni słonecznych. Był blady tak jak chłopak i ona, do tego miał takie same rysy twarzy jak nastolatek.
- Hermiono...- usłyszała głos Lucjusza i popatrzyła na niego. -To jest Logan, a to...
- Lucjuszu. - usłyszała zimny głos mężczyzny stojącego przy oknie. Wszędzie by poznała ten głos. Voldemort...
- Tak Hermiono, tak ale teraz Tom jeśli można... Usiądź wyjaśnię ci to wszystko. - skołowana dziewczyna pokiwała głową i podeszła pewnym krokiem siadając naprzeciw Logana, który przypatrywał jej się z zachwytem. Nie rozumiała jego zachowania ale posłała mu chytry uśmiech, na co on odpowiedział tym samym .
- Lucjuszu jeśli byś był tak miły... - mężczyźni uśmiechnęli się do siebie.
- Oczywiście Tom... - usłyszała otwierane drzwi i oddalające sie kroki.
Spojrzała na początku na ciemnookiego, a później na Toma. Uśmiechał się do niej lekko .
- A więc chciałaś wstąpić do mych sług... Za zdradę... zamiast tego...
- Ojcze, mów normalnie. Dobrze wiesz, że niczego nie zrozumiem Z tej twojej plątaniny... Ehhh. - mruknął Logan. Gryfonka spojrzała zszokowana na chłopaka.
- Logan dobrze wiesz, że to poważna sprawa... - ten tylko kiwnął głową i zamilkł, wcześniej mrucząc coś o niesłuchaniu prawie dorosłych smarkaczy.
Uśmiechnęła się lekko słysząc to lecz zaraz znów spojrzała na mężczyznę
-Tak... A więc, co mówiłem zanim prawie dorosły smarkacz mi przerwał ? Ach... Hermiono musisz wiedzieć, że jesteś czarownicą najczystrzej krwi jaka isnieje... Jestes moją córką... - z ust Hermiony wydobył się pisk przerażenia.
- Nie to niemożliwe... - szeptała tak dobre pare minut, a gdy znów uniosła wzrok widziała swojego "ojca " lekko uśmiechniętego i zaciekawione spojrzenie Logana. Później była tylko ciemność...


Gdy się obudziła nadal była w tym samym pokoju, w którym zemdlała. Nad nią siedział lekko pochylony Logan ze zmartwieniem wypisanym na twarzy .
Gdy zobaczył, że ma otwarte oczy uśmiechnął się do niej promiennie i dotknął jej policzka koniuszkami palców.
-Nie odrzucaj go, on wcale nie jest zły... Tyle Cię szukał... Mineło już 17 lat odkąd matka uratowała Ci życie. Wcale nie jest potworem tylko go wysłuchaj... - szepnął jej do ucha .
Patrzyła na niego oniemiała ale pokiwała głową. Uśmiechął się smutno i znów się do niej przsunął.
- Ciężko mi to powiedzieć ale dziękujęsiostrzyczko... - uśmiechneła się lekko i wychrypiała ciche :
- Proszę. - Logan słysząc to parsknł smiechem a późniniej wydarł się :
- Guzdrała! - przd nim pojawił się mały skrzat w zielonych spodenkach. -Prznieś mi i mojej siostrze po szklance wody z bombelkami. - popatrzyła na niego zdziwiona, a on lekko spłonął rumieńcem i wzruszył ramionami. Po paru miutach, podczas których Hermiona wstała i usiadła na kanapie, z okropnym bólem głowy, zjawił się skrzat.
- Co tak długo? - warknął czarnowłosy, wziął od niego tacę i wyprosił gestem ręki.
Podał jej wodę, a ona z wdzięcznością w oczach wypiła całą.
- I co lepiej? - spytał z ironią w głosie.
- Taaa, o wiele. - mruknęła i uśmiechneła się słabo.
- Tatku obudziła się! - krzyknął prawie na całą posiadłości jej brat
- Łoł... - westchnęła. Spojrzał na nią zdziwony
- Co?
- Jak ktoś może tak głośno krzyczeć? - uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów.
-Lata praktyki.
Po chwili wszedł dobrze znany jej mężczyzna. Potarł się po policzku i uśmiechnął delikatnie
- Snape twierdzi że to przez... Ehmmm wyczepanie... Dużo ostanio spałaś? - dziewczyna lekko się zarumieniła i pokręciła przecząco głową, a w głowie przypomniała sobie każdą imprezę. Tą sprzed tygodnia, gdzie bawiła się przez 3 dni non-stop aż w konicu Lucas wyprosił ją. Tą noc gdy dała Marcelowi po twarzy. Tą noc gdy wylądował na oddziale, oczywiście przez nią, co słodko i z uśmiechem jej wybaczył, co jeszcze mocniej ją zdrenerwowało. Tą noc sprzed tygodnia gdy bawiła się z Paulem - sąsiadem, który okazał się równym gościem, do czasu gdy nie chciał jej pocałować. Tą sprzed paru dni z Malfoy' em, na wspomnienie której mimowolnie się skrzywiła.
- Trochę... miałam dużo zajęć... - na twarz jej ojca wypłynął słaby uśmiech. Ona zablokowała umysł krzwiąc się nieznacznie. Nienawidziła gdy ktoś czytał w jej umyśle.
- Tak miejsza z tym, wypij to na bół głowy... Pomoże. Jeśli chcesz to możemy porozmawiać później. - patrzył na nią z dzwiną troską. Myśl, że ktoś choć trochę się o nią boi przerażała ją. Przecież ona sama się zabijała, sama serwowała sobie śmiertelne zastrzyki.
Wszystkie bariery blokujące jej umysł puściły, a ona patrzyła w zmartwione spojrzenie swojego ojca. Nigdy nie widziała czegoś takiego u żadnego człowieka. Nawet u przyjaciół , lecz czy kiedykolwiek miała ich... Co prawda byli Ron, Harry no i Ginny ale oni zawsze dbali tylko o siebie, a ją tolerowali. Przyjaciół mugoli też nie miała, bo rodzice twierdzili, że jeszcze te cudowne dzieci moga się od niej zarazić... Co pozastawiała bez komentarza zamykając się w pokoju i marząc o powrocie do Hogwartu przy czym wylewała litry łez. Później jedak wpadała w jeszcze większą histerię przypominając sobie wyzwiska młodego Malfoy' a i jego paczki. Od razu przypomniała sobie jak z wiekiem zamieniała się w skałę, przestawała czuć, olewała... Lała się razem z wodą jak twierdził Lucas gdy razem pili w barze . Rodzice... Pffff ich nie można było tak nazwać. Te ciągłe kłótnie, ciągłe wyzwiska, to że ciągle wypominali jej że jest odmieńcem, brudną krwią swojej matki, jak to mawiał jej św.p ojciec. To, że nie mogła pokazać się z nią na żadnym przyjęciu, jakby to było nie wiadomo czym. Pamiętała jak kazali jej... "Dość, nie wspominaj tego bydlaka..." Szybko zablokowała swój umysł żeby Tom tego nie zobaczył, jednak dostrzegła cień smutku przebiegający po jego twarzy.
- Przepraszam... Nie powinnam... - szepneła cicho w stronę ojca, który uśmiechnął się do niej smutno.
- Nic się nie stało... To ... Nie wiedziałem, że mugole mają pojęcie o czystości krwi...
- Oni mają trochę inaczej... Większość mugoli nie przejmuje się tym. Jest jednak coś takiego jak szlachta. To bardzo stare rody, które pilnują lini i krwi rodziny. Nie wychodzą za inną krew. Tak to nazwają. - mrukneła cicho i spojrzała na ojca i Logana, którzy wpatrywali się w nią w milczeniu.
- Najczystrza krew mugoli...
- Tak błękitna. - poprawiła cicho brata i wzięła od ojca flakonik i nie wąchając wypiła. Nie czuła przy nich strachu... Czuła sie taka akceptowana... Dziwne, że najstraszniejszy czarodziej okaże się jej ojcem i do tego, co napawało ją wręcz strachem, czuła się przy nich taka potrzebna , chciana, normalna. Siedziała przy stole i czekała aż Tom w końcu się odezwie. Nie wiedziała czy ma do końca wierzyć w to co jej powiedzieli ale z jednej strony chciała żeby to była prawda. W pewnej chwili usłyszała westchnienie ojca. Spojrzała na niego, a on zaczął mówić :
-Hemiono, 17 lat temu gdy się urodziłaś bylismy tacy szczęśliwi : ja, Kate bo tak nazywała się twoja matka i Logan. Po trzech dniach usłyszeliśmy, że Dumbledore wydał rozkaz zabicia ciebie i Logana. Matka i ja byliśmy zrozpaczeni. Logan wyjechał do babki dzień wcześniej, a ty miałaś dla bezpieczeństwa pojechać dzień później, jednak nie udało się. W nocy przyszedł Zakon, zaczęła się walka, a ja z moimi ludźmi wyszliśmy. Kobiety pilnowały ciebie i córki Belli. Nie udawało się, było nas za mało, a ich za dużo. Wtedy urodziła się jeszcze Luiza Lestrange. Nie chcieliśmy żeby i ona zgineła więc twoja matka rzuciła na was zaklęcie... Potem służące wyniosły was, a następne dwie czarownice przniosły z mugolskiego sierocińca dwie dzieczynki i podłożyły je na wasze miejsce. Ty zostałaś dla większego bezpieczeństwa przeniesiona do mugoli, a Luiza do czarodzieji. Ślad po was zaginął bo czar był za potężny. Hermiono, twoja matka była potężną czarownicą i jesteście do siebie takie podobne... Ale wracając do historii. Zaklęcie polegało na tym, że ty i Luiza staniecie się inne, a mianowicie zmieni się wasz wygląd i charakter oraz zapomnicie o rodzinie. Dopiero w wieku 16 lat miałyście sobie wszystko przypomnieć i same zdecydować, po której stronie staniecie. - marszczył brwi na każde wspomnienie.
Nie wiedziałaa co myśleć, co powiedzieć. Wstała. Spojrzeli na nią, a ona podeszła do okna. " I co ja teraz zrobię? " Gdy minuty się ciągneły, a ona stałam przypatrując się chmurom w pokoju zapanowała cisza.
- Chcę dowodu. - stwierdziła po chwili zastanowienia. Zapadła cisza. Odwróciła się i zauważyła, że Czarny Pan nad czymś rozmyśla. Nagle jego twraz się rozpogodziła i zawołał skrzata.
-Przyprowaź Nagini. - po następnych, długich 5 minutach do pokoju wpełzł wąż. Voldemort spojrzał na nią i się uśmiechnął .
-Tylko Riddle' owie potrafią komunikować się z wężami. Najpierw Logan. - czarnooki usmiechnął sie do dziewczyny i wysyczał :
- Witaj. - rozumiała. Naprawdę rozumiała co powiedział! Spojrzała na ojca . Uśmiechnął się do niej i powiedział :
-Teraz ty moja droga. - spojrzała na nich niepewnie. Czuła się strasznie niekomfortowo, a co jak jej nie wyjdzie? Lecz wiedziała, że musi spróbować . Tylko dla siebie, dla jej własnego sumienia.
- Witaj. - wąż podpełz do niej, a ona stała nie okazując zdenerwowania. Do tej pory widziała je tylko za szybą w zoo, a teraz on do niej pełz! Stanął przy niej, a ona uniosła głowę i odpowiedziała :
- Witaj. - spojrzała na ojca.
- Teraz wierzę. Dziękuję, że mi powiedziałeś prawdę...Tato - tak była wdzięczna, nikt nigdy nie był z nią do końca szczery aż do teraz. Na jego twarzy wykwitł szczery uśmiech, a oczy zabłysły.
- Cieszę się moja droga. Myślę, że jesteś zmęczona idź się prześpij. - uśmiecheła się promiennie na myśl o wygodnym łożu. Gdy stała już na korytarzu powiedziawszy Loganowi, że zna drogę do pokoju, pluła sobie w brodę. " Kurwa Hermiono, CZASEM - WARTO - DAĆ - SOBIE - POMÓC " mimowolnie się uśmiecheła i ruszyła modląc się do Slytherina o zbawienie i jakąś mapę.

poniedziałek, 11 marca 2013

Żarutejsz? Nie otruł bym cię... Hej czyli trochę mi ufasz? No to już połowa sukcesu!



- Ojcze, po co nas wezwałeś?- zapytał młody Malfoy, gdy razem z matką i ojcem zasiadali do ciemnego, okrągłego stołu.
- Ja bym chciała zapytać co ta SZLAMA robi u NAS w domu? - warknęła Narcyza patrząc ostro na swojego męża, który tylko spojrzał wyzywająco w jej oczy i podrapał się po podbródku.
- Jaka? - spytał zainteresowany Draco.
- Hermiona Granger - wysyczała Cyzia patrząc wzrokiem bazyliszka na męża. Zaś w głowie Draco wybuchło 1000 myśli na raz, jego żołondek przewrócił się z trzy razy, a gardło  zacisneło. Nie spodobało mu się, że znów tak na nią reaguje. Ta dziewczyna wpędzi go do grobu... Po co ONA tu przychodziła, co sobie myślała? "To tylko szlama Draco" - szepnął głosik w jego głowie ale zlekceważył go. Prawda była taka, że jego nie ochodziło jaką krew ma... Jeśli o nią chodzi... Tylko jak on jej teraz miał pomóc? "Jeśli tak ją kochasz to dlaczego ją wyzywałeś? "  - znów zadrwił głosik, ale i na to miał odpowiedzi . Tak, mógł być nawet w niej zakochany co już dawno przyjął do wiadomości ale była szlamą, co oznaczało, że nie mógł z nią być. Kochał ją ale nie mógł z nią być i dlatego ją wyzywał żeby go znienawidziła... Spojrzał smętnie na drzwi i dopiero teraz zdał sobie sprawę że stoi na nogach, a nie siedzi i patrzy się osłupiały w drzwi . Powoli odwrócił wzrok na rodziców. Matka patrzyła na niego z chęcią mordu w oczach, a ojciec z zaciekawieniem i lekkim uśmiechem na ustach, co go kąpletnie zdziwiło bo powinien być wściekły .
- Przepraszam - mruknął i usiadł na twrdym krześle wlepiając wzrok w kolana. Musi jej pomóc tylko jak?
- Draco wszystko w porządku... To cię interesuje? - zapytała z pogardą matka Ręce młodego Malfoya zacisneły się w pięsci ale tylko wyszeptał :
- Nie Matko ONA jest po prostu...- przełknął głośno ślinę próbując usunąć kluchę z gardła -  jest szlamą. - dokoniczył cicho. Po raz pierwszy tej nocy  odezwał się Lucjusz
- Może w konicu zechcecie wysłuchać MNIE? - widać było że chciał  przejść do konkretów.
- Słuchamy. - powiedziała spokojnie  pani domu.
- Draco słuchasz? -  zapytała Matka, jednak blondyn nadal miał wzrok wbity w swoje kolana więc  pokiwał  tylko nieznacznie głową.
- Spójrz na Ojca jak do ciebie mówi. -  warkneła  znów tracąc nad sobą panowanie . Ale  nie tego Lucjusz spodziewał  się po spojrzeniu na syna. Jego oczy teraz były puste, a twarz pozbawiona wyrazu.  Wyglądał jakby stracił sens życia... Brwi seniora podjechały do góry, jednak zlekceważył zachowanie swej jedynej latorośli  i zaczął mówić
- Przyszła tu aby... -  zaczął opowiadać.  Po przedyskutowaniu tego wszystkiego z małżonką stwierdzili, że to musi być ona. Dopiero teraz spojrzał na syna. Na jego twarzy znów zagościł spokój, a   oczy  odzyskały dawne iskierki. Malfoy senior uśmiechnął się ponuro i wyszedł z sali jak poprzednio jego małżonka.


* * *

Czuła jakby ktoś wywiercał dziurę w jej głowie. Nie mogła pozbyć się myśli, że coś jest nie tak. Otworzyła oczy w nadziej, że ból zaraz ustąpi i zobaczy swój mały pokoik z niebieskimi ścianami i zdjęciem Św.Pamięci Krzywołapa na ścianie. Ale nic takiego się nie stało. Nie było zdjęcia Krzywołapa ( które przykleIła zakleciem Trwałego Przylepca tak, by rodzice gdy była w drugiej klasie nie mogli go zdjąć ), nie było srebrzystych firanek ani niebieskiej tapety. Zamiast tego była w przestronnej sypialni w której królował beż i srebro. Zamiast leżeć  na małym jednoosobowy łóżku leżała na wielkim łożu ze srebną pościelą, oprócz tego w pokoju była jakaś ciemna komoda, a nad nią wielkie lustro oplatane jednym wężem, który zjadał swój ogon perfekcyjnie tworząc ramę. W rogu stała wielka szafa, a po prawej stronie były dwie pary drzwi. Nie wiedziała co ma zrobić, nie wiedziała gdzie jest, a do tego  czuła się dziwnie osaczona. Dopiero teraz zdała sobie sprwę, że w pokoju nie ma okna a nad nią latają  trzy, prawie wypalone niebieskie kule ognia ( dają przyjemne ciepło i światło ). Powoli usiadła próbując sobie coś przypomnieć ale wszystko na nic.  Wstała i zaczęła powoli spacerować po pokoju. Co ona tu robiła?Gdzie jest? Jak tu trafiła? Usiadła na chłodnej podłodze pod jedną ze ścian, zamkneła oczy i skupiła się na wczorajszym dniu. Następne 10 minut spędziła na próbach przypomnienia sobie...  Nagle zerwała się z podłogi. No tak była w Malfoy Manor. To jasne bo gdzie indziej mogła być? Tylko dlaczego jej pomogli? Dlaczego nie potraktowali jej jak innych szalm? "A może dopiero mają zamiar ?" - przeszło jej przez myśl i wtedy jej ciałem wstąsnął  dreszcz, pokazując że niedość, że było jej   zimno to do tego się bała. Znów usiadła w ciemnym kącie. Wydawało jej się, że w tej ciemności była bezpieczniejsza. Usłyszała jak ktoś otwiera dzwi,  a po jej ciele przeszedł dreszcz przerażenia.  Szybko zaczęła szukać różdżki, jednak na nic się to zdało,  przepadła. Jeszcze mocniej przywarła do zimnej ściany. Była w pułapce, nie miała różdżki ani żadnej drogi ucieczki. Słyszała kroki, ktoś powoli zbliżył się do jej łóżka. Płomienie zaczeły mocniej palić tak, że dawały trochę więcej światła i ogrzewały jej lodowatą skórę . Chwile była cisza gdy nagle usłyszała ciche przekleństwo młodego Malfoya.
- Zmarszczka! - krzynął na całe gardło, a obok niego pojawiła się młoda skrzatka miała wyłupiste,  zielone oczy, długi i krzywy nos, a ubrana była w stara, błękitną sukienkę. Ukłoniła się przed nim i zapytała drżącym głosem :
- T...tak Paniczu Malfoy? ...Sir wzywał Zmarszczkę ... Zmarszczka przyszła... - chyba chciała jeszcze coś powiedzieć jednak on złapał ją za łachmany i podciągnął do góry tak, że zawisła kilka metrów nad ziemią.Dpiero teraz zobaczyła że się zmienił. Jego włosy wypłowiały stając się prawie,  że białe , oczy z szaro-niebieskich zmieniły barwę na błękitne i urósł z kilka centymetrów  tak, że teraz był wyższy od niej o głowę . Jego twarz wydawała się doroślejsza i przystojniejsza . "Merlinie, Hermiono o czym ty myślisz? To Malfoy! On nie zakocha się w SZLAMIE... Zresztą on Ci się wcale nie podoba, po prostu wyprzystojniał."
-GDZIE?! -wyrwał ją  z zamyślenia wrzask Malfoya juniora .
-Pytam po raz ostatni. Gdzie jest Hermiona?!
-Zmarszczka nie wie ...- w oczach skrzatki pojawiły się łzy
- Merlinie, Malfoy ciszej głowa mi pęka - jękneła Hermiona, a on od razu spojrzał w jej strone
-Co ty tam robisz? - spytał już spokojnie patrząc na nią z niedowierzaniem w oczach. Jednak nadal trzymał skrzatkę za brudna sukienkę. Nagle jakby się zrefleksował, postwił ją na ziemi i powiedził już spokojnym głosem :
-Nie mów ojcu, że Cię wzywałem. Nikomu nie mów...  A teraz już idź Zmarszczko -   powiedział spokojnym,  aczkolwiek nadal zimnym głosem. Skrzatka ukłoniła się ze łzami w swoich wyłupiastych  oczach i znikneła jak najszybciej.
-  Jak się czujesz? -  W tym momęcie Hermiona pożałowała, że się odezwała.  Głupia, przecież nie miała różdżki... Wcisneła się jeszcze bardziej w ścianę i patrzyła ze strachem na Dracona, który podszedł do niej z wyciągniętą ręką i powiedział :
- No dalej Hermiono podoś się... Dlaczego wychodziłaś z  łóżka? Zasłabłaś, czy ty myślisz dziewucho? - zapytał z lekkim żalem w głosie ale uśmiechnął się lekko. Nie mogła uwierzyć, był dla niej miły ale wiedziała, że nie może starcić czujności. Zaczeła się sama podności, co wychodziło jej trochę mozolnie i niezgrabnie. Chwile później stanęła na własnych, lekko drżących ze strachu nogach, jednak zachwiała się i już miała upasć, gdy w ostatniej chwili Ślizgon  złapał ją  za rąbek sukienki i przyciągnął do siebie oplatając ramionami. Poczuła jak niezidytifokowane ciepło rozchodzi się po jej ciele.
- CZASAMI -  WARTO  -  DAĆ - SOBIE  -  POMÓC - I - ODSTWIĆ - HONOR - DO - KIESZENI.- widziała, że uśmiechnął się akcentując każde słowo, ale nie ironicznie jak to miał w zwyczaju tylko ciepło , co ją troche zdziwiło. Postanowiła jednak tego nie komentować, zamiast tego mrukneła pod nosem parę przekleństw. Nagle poczuła jak podnosi ją i bierze na ręce.
-Puszczaj! - krzykneła cicho ale w odpowiedzi usłyszała tylko cichy śmiech. -Ja nie żaruje Malfoy. -  wycedziła przez zęby. Posadził ją na łóżku, a sam podszedł do ciemnej komody
-To co Cię boli słoneczko?
- Słoneczko?- pisneła i nagle poczuła przypływ odwagi. - A gdzie podziała się szlama? - warknela widziała w lustrze, że Draco zacisnął oczy i cały zesztywniał.
- Hermiono posłuchaj, czy nie mogli byśmy... No wiesz zapomnieć... Zacząć od nowa ... Ja zachowywałem się jak palant ... Ale chcę naprawić... Znaczy poprawić stosunki jakie nas łączą. - zaniemówiła. Chyba nie mówił poważnie,  przecież to przez niego płakała.To przez niego ciągle wylewała wiadra łez. Z drugiej strony widać że się zmienił... " Nie oceniaj go tak szybko Hermiono " - szepnął głosik w jej głowie i postanowiła go posłuchać.
- Nie... To znaczy... Ja... Ehmmm... Malfoy! To, że jesteś dla mnie miły nic nie zmieni... znaczy... - uśmiechnął się sucho i podszedł do niej z czarnym jak smoła flakonikiem.
- Wypij i przemyśl Miona, moją propozycję. W końcu jesteś śmierzciożercą, no... Będziesz. - mówiąc to przechylił śmiesznie głowę i wyciągnął w jej stronę fiolkę.
-Po  pierwsze,  to nic nie zmienia Malfoy. Po drugie, nie wypije tego,a  po trzecie, nie nazywaj mnie Miona! - mówiąc to stopniowo podnosiła głos.
- Po pierwsze, to dużo zmienia bo ja... To znaczy... My... Ohhh dziewczyno ale jesteś uparta... - powiedział sfrustrowany i po kolejnej minucie ciszy odezwał się przysiadając bardzo blisko niej.
- Przepraszam Hemiona. - szepnął zmysłowo do jej uch, aż dziewczynie przeszły ciarki od tego głosu.
- Zrozumiem jak mi teraz... No,  od razu nie wybaczysz ale daj mi czas na udowodnienie, że się zmieniłem.  - potrząsneła głową by móc choć trochę zrozumieć co do niej mówi.  Był tak blisko niej, że nie mogła myśleć. " Hermiono to tylko Malfoy " - szepnął ten irytujący głosik. Ale  tym razem nie słuchała ,potrząsnęła tylko głową na znak że rozumie i się zgadza, jednak Malfoy nadal się nie odsuwał.
-To jak? - spyał
- Dobrze, przemyślę to... - odsunął się od niej dopiero po minucie  z lekko nierównym oddechem, jakby walczył z samym sobą.
- Świetnie, to teraz to wypji - potrzasnęła głową i zacisneła usta.
- Miona... - powiedział z wyraźnym poddenerwowaniem.
- Nie nazywaj mnie tak! - warknęła wściekła.
- Dlaczego? - spytał wyraźnie zaintrygowany.
- Ponieważ te zdradzieskie szczury tak do mnie mówiły. - widząc  jego minę wyjaśniła. - Poterr  i Weasley. - młody Ślizgon potrząsnął głową i lekko się uśmiechął.
- Wypij.
- Nie.
- Dlaczego?
-Ponieważ  nie ufam ci na tyle... To może być trucizna.
- Żarutejsz? Nie otruł bym cię... Hej czyli trochę mi ufasz? No to już połowa sukcesu!
-Dlaczego? - znów ta mina. Uśmiechnęła się litościwie i wytłumaczyła :
- Dlaczego byś mnie nie otruł ? - chłopak zrobił się blady, później lekko czerwony, a później znów blady.
- Bo nie... wypij. -  szepnął. Nie wierzyła w jego słowa jednak wzięła buteleczkę i wypiła duszkiem. Po paru sekundach ból ustał, a jedyna latorośl Malfoyów uśmiechnęła się szelmowsko.
- Widzisz, mówiłem,  że cię nie otruje. W szafie masz ubrania, po lewej jest łazienka, a później zawołaj Zmarszczkę. Po prostu się wydrzyj i przyjdzie. Ona cię zaprowadzi... No zaprowadzi... To ja idę. Pa. - widać było, że za dużo powiedział.
- Draco... - szepneła cicho Gryfonka, a Malfoy stanął jak sparaliżowany przy drzwiach i odwrócił się do niej.
- Jak mnie nazwałaś? - spytał zdumiony.
- Draco. Dziękuję. -uśmiechął się szeroko i ciepło.
- Nie dziękuj Hermiono, nie masz za co. Po prostu... Przepraszam. - i zanim się obejrzała wyszedł.
Wiedziała, że  dla niego wiele znaczą te przeprosiny, w  końcu Malfoyowie z reguły nie przepraszają...  Z cichym westchnieniem i lekkim uśmiechem podeszła do szafy.

chcę dołączyć do sług Czarnego Pana.


Cały następny dzień spędziły na rozmowie, oglądaniu filmów i zajadniu się tortem urodzinowym, który Ginny zrobiła w nocy doprawiając go kubełkiem lodów bakaliowych. Zielonooka[ dała jej śliczną czerwoną sukienkę do kolan z falbankami i dekolten w kształcie litery V . Czuła się lepiej pierwszy raz od paru dni, tak samo jak jej przyjaciółka.Tak Ginewrę Wesley można było nazwać 100% przyjaciółką. Nigdy nie potępiała jej decyzj, nawet tej o wstąpieniu do grona śmierciorzerców, zawsze ją pocieszała i nigdy nie  marudziła gdy jej przyjaciółka wybuchała złością.  Wiedziała, że trzeba to przemileczeć. Do tego była lojalna co ceniła sobie Panna Granger . Gdy wróciły do domu Hermiona nie sięgneła po Ognistą Whisky jak to miała w zwyczaju i nie poszła na imprezę, a Lucas później jej nie wynosił  nieprzytomnej.  Za to porozmawiała szczerze z przyjaciółką czego strasznie jej brakowało. Nie zapłakała, a za to śmiała się prawie ciągle. Ginny nie krytykowała jej wyboru co do zastania śmierciożercą, co więcej sama lekko się do tego przekonywała ale nie podjęła jeszcze decyzji. W Proroku ukazało się zdjecie Ginny. Pisano, że zostala porwana na jednej z misji i czarnowłosa nie mogła ruszać się teraz z domu co ją strasznie dołowało. Wieczorem Hermiona założyła czerwoną sukienkę, Ginny lekko ją pomalowała  i życzyła powodzenia.  A później się teleportowała...

                                                                   
 ***



Znalazła się cztery przecznice dalej na wąskiej uliczce, gdzie jedyne światło dawała latarnia przy której stały dwie roznegliżowane kobiety wesoło rozmawiającce z jakimś facetem .
- Litości... - jękneła cicho i ruszyła szybkim krokiem do jej dzisiejszego celu. Pod Malfoy Manor była tylko raz  z Ronem,  na patrolu w tamtym roku. Pamiętała to obrzydzenie do tego domu, do Lucjusza Malfoya. Poglądy na świat jakie wtedy miała teraz wydawały jej się po prostu głupie, była zaślepiona pieknymi słowami Dumbledore'a " Świat dzieli się dobrych i zagubionych ludzi " Tak naprawdę świat dzielił się na tych lepszych i tym co im usługiwali. Nie było dobra i zła,  była potęga. Usłyszała kolejne salwy śmiechu ale nie odwróciła się. Teraz była już spory kawałek od nich więc skręciła w ciemną ulicznę,  przeszła jeszcze kilometr i staneła przed  wielką, mosiężną bramą z wygrawerowanym  napisem " Malfoy - Potęga - Honor - Czysta krew" ,   za którą krył się dość duży, biały  pałacyk z czarnym dachem, do którego prowadziła betonowa  ścieżka. Poczekała chwilę, wyciągneła różdżkę i stukneła w bramę*. Chwile później pojawił się skrzat domowy.
- W czym mogę pomóc? -  zapytał lekko się trzęsąc. Dziewczyna pokręciła w niedowierzaniu głową. Jak ona kiedyś mogła prowadzić tą W.E.S.Z? Przecież one służyły do pracy. To było żałosne, że tak się nimi przejmowała.
-Przyszłam do Lucjusza Malfoya, to PILNE. - powiedziała podnosząc wysoko głowę. Skrzatek zatrząsł się jeszcze bardziej i lekko ukłonił.
-Tak, już wołam, niech Panienka wejdzie. - brama otworzyła się gdy skrzat pstryknął palcami dwa razy. Odetchneła głęboko. Teraz albo nigdy - przeszło jej przez myśl i weszła do środka. Skrzat dreptał przed nią jakąś chwile aż w końcu doszli do czarnych drzwi. Otworzył je przed nią  kłaniając się. Weszła ze zdecydowaną miną, a skrzat kazał jej poczekać po czym zniknął. Nie mineła  minuta, a przed nią pojawił się Lucjusz Malfoy.
-Panna Granger... Co Panią tu sprowadza? Jeszcze żadna szlama nie weszła tu z własnej woli. Aż tak jesteś głupia dziewucho? - spojrzała w szare oczy Lucjusza uśmiechając się obłudnie.
- Mnie również  miło Pana widzieć. -odpowiedziała dość sarkastycznie na co brwi Lucjusza podjechały wysoko do góry. Brązowooka jednak tylko odchrzaknęła i zaczęła mówić dalej.
- Nie obwijajmy w bawełnę... Przyszłam tu, bo wiem, że tylko Pan jest mi w stanie pomóc. Nie ukrywajmy, wiem po jakiej jest Pan stronie, a ja... chcę dołączyć do sług Czarnego Pana.  - Lucjusz stał przez chwile nie wiedząc co powiedziec aż w końcu sie odezwał.
- Ależ Panno Granger, doprawdy nie wiem o co Pani chodzi, a... - nagle brązowooka poczuła lekkie szarpnięcię w przedramieniu i cicho sykneła. Lucjusz spojrzał na nią z pogardą i kontynuował.
- A Pani podejrzenia co do mojej osoby są wprost... - ale nie dane mu było dokończyć bo młoda gryfonka upadła na kolana, a ciszę przerwał  wrzask pełen bólu. W pewnej chwili poczuła jakby ktoś przykładał jej  rozgrzany pręt do przedramienia, a w głowie zaczely pojawiać się wspomnienia...
" Jakaś mała dzieczynka, czerwone płomienie przelatujące nad jej głową, ,krzyk wściekłości czarnowłosego mężczyznyI i  trzask.Teraz znajdowała się w ciemnej uliczce  jako niemowlę, a na rękach trzymała ją Bellatrix Lestrange.  Słyszała krzyk jej rodziców... "
- Niech pan przestanie... - jękneła pomiędzy jednym spazmem bólu, a drugim.
- Ale o co Ci chodzi... - nie dokończył. Chwilę popatrzył na nią w niedowierzaniu, gdy ona skręcała się  pod kolejnymi falami bólu. W końcu  uklęknął przy niej i podciągnął kawałek czarnego płaszcza, tak że teraz ukazywał jej przedramię, na którym widniał Mroczny Znak. Tylko czaszka nie była pusta jak zawsze lecz na jej głowie spoczywał diadem. Nagle  znak zniknał, a wycienczona dziewczyna upadła bezwładnie na ziemię. Zemdlała...

CDN

Poczekała chwilę wyciągneła różdżkę i stuknĘła w bramę * - To taki dzwonek u czarodziejów.

Spotkanie po " Latach "




Gdy weszła  do małego, obskurnego baru,  który dobrze znała od razu przywitał ją ciężki zapach alkoholi i dymu papierosowego. Podeszła do jednego ze swojch ulubionych miejsc i usiadla, a chwilę później poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
- Marcel to się robi nudne, nie zdołasz mnie przelecieć nawet po pijaku  więc sobie odpuścć póki mówię po dobroci  bo możesz wylądować na oddziale jak ostatnim razem... - warknęła odwracając się do bruneta  lecz zamiast jego zobaczyła czarnowłosą dziewczynę z zielonymi oczami i szerokim uśmiechem.
-Hermiona! - krzyknęła rzucając się jej w objęcia
- G...Ginny .. jeju nie poznałam Cię - mrukneła przytulając się do  młodej latorośli Wesleyów.  Po prawdzie zdawała sobie sprawę z ryzyka jakie niesie to spotkanie jednak to była jej  przyjaciółka... Gdy się od siebie odkleiły,  a Ginny usiadła obok nadal się szczerząc,  zagadneła :
-Zmieniłam się ?
-No ehmm... masz czarne włosy i...- przypatrzyła się dokładnie przyjaciółce.  Jej oczy już nie były liściasto zielone i tryskające szczęściem. Teraz był to głęboki odcień zieleni i zniknęły z nich wesołe błyski. Z twarzy znikneły wszystkie piegi jej cera, była teraz porcelanowa i blada a twarz wykrzywionona drwiącym usmiechem. Tak panienka Ginny stała się kobietą, o czym zdawał sobie sprawę każdy mężczyzna podziwiający jej kształty. - ...i wyładniałaś  - dokończyła
-Dzięki, ty też wyglądasz niczego sobie Hermiono... Nawet mogę powiedzieć,  że stałaś się zajebiście sexowną kobietą. No ale  ja... przepraszam... ja - jednak nie dane było jej dokoniczyć bo podszedł do nich wysoki brązowooki barman z lekko kręconymi brązowymi włosami.  
-Hej Hermiono... dawno Cię tu nie widziałem... Chociaż... Nie? Wiesz, dziś rano ktoś wyciągał Cię półprzytomną z baru, a wiesz kim był ten ktoś...? - zapytał przywołując na twarz zabójczy uśmiech. Brązowooka wiedziała na co się zbiera ale grzecznie pokręciła głową i szepneła :
-Mam nadzieję, że nie Marcel - zamiast odpowiedzi usłyszała gromki śmiech  bruneta i parsknięcie Ginny.
- Hermiono żebyś słyszała JAKIE  bzdury gadałas  i  CO wyrabiałaś ....
-Co robiłam? - orzywiła się spoglądając na przystojengo barmana i  kątem oka widząc zaciekawioną minę Ginny.
-Ohhh ten...  Mówiłaś nienawidzisz zdrady i to  jeszcze rozumiem bo to akurat nie było głupie ale dalej krzyknęłaś do jakiegoś łysego faceta żeby  nie próbował znów sprzedawać Hagridowi smoków. - na te słowa Ginny cicho zachichotała ( ona też pamiętała jak Hagrid pozyskał smoka ... No wygrając z łysym facetem w karty...). (od.aut. To moje opowiadanie więc proszę nie krytykować mojch specyficznych pomysłów )
- Później, że nienawidzisz mężczyzn, wcześniej stając przed Marcusem i mówiąc mu jak go kochasz ale i tak wolisz blondynów a  szczególnie jednego... No, a później tańczyłaś z tym blondynem, jak mu tak było... ?  No nieważne, jednak  na pewno był tak samo zalany jak ty  bo jak byliście trzeźwi to tylko się  kłóciliście... Później on poszedł do Ameli tak jak ty do Marcusa i zaczełaś się z nim obsiciskiwać na co ten blondyn zareagował dość gwałtownie  dając mu w mordę i tamten wyszedł a on... No ten pokłóciliście się i  zmył się  wściekly... A ty zostałaś. Było wtedy chyba po 1:00 i piłaś, piłaś, piłaś mówiłaś jak go nienawidzisz  i znów piłaś. Wspominałaś,  że jak go spotkasz to... No i niedokończyłaś bo po 3 pojawił się Marcel  i zaczął Cię znów podrywać na co dostał kilka razy w mordę... - widząc, że Hermiona otwiera usta żeby zaptac szybko powiedział  :
-Nie, nie wylądował tym razem w szpitalu ale też wyszedł wściekły jak osa no i usnęłaś przy barze  więc Cię odprowadziłem. Znaczy zaniosłem ale ty się obudziłaś w połowie drogi i dalej przeszliśmy już normalnie. Przed drzwiami mnie wygoniłaś ale jak tylko zamkłaś drzwi usiadłem na schodach i zacząłem palić papierosa i gdy już miałem się zbierać usłyszałem jak wrzeszczysz i coś się rozwala i znów wrzeszczysz.  Poleciały jakieś czerwone płomienie i znów wrzesZczysz i zNów coś się rozbija... Hermi ktos cię bił ? Pewnie ten blondyn bo powiedział, że spotkacie się wcześniej niz myślisz, i że przyjdzie tu dziś ale był tak wtedy zalany, że pewnie dziś nie pamięta  co się działo. Sorry ale nie miałem ochoty dzielić się z nim swoim eliksirem.  Tobie nie dawałem bo wieczorem mi zabroniłaś ale to chyba pamietasz. - donokńczył. Hermiona siedziała tak z otwartą buzią jeszcze chwilę, a później zapytała :
-Grałam? I ile przegłam, proszę dobij mnie... - barman zrobił głupkowaną minę.
-Nie Hermi nie grałaś... Pamietasz, masz szlaban od właściciela...
-Ach no tak, dzięki Lucas za wszystko... - przytuliła go mocno nad barem na co on zaśmiał się serdecznie, a Ginny siedziała z głupkowaną miną  nadal na nią patrząc.
-Spoko. wiesz zapomniałem Ci powiedzieć, że będę pomocnikiem pani Pompfery w Hogwarcie. Nieźle co? Już nie mogę się doczekać. - na ustach naszej głównej bohaterki pojawił się szeroki uśmiech.
-Jezzz już nie mogę się doczekać. Gratuluję. Ejjjjj ale wyskoczymy czasem na Ognistą co? - zatrzepotała zalotnie rzęsami, a Lucas zaśmiał się serdecznie.
-Czy ty mnie znów próbujesz uwieść Hermi? - odpowiedzią dzieczyny był perlisty śmiech
-Jasne Luc, jasne. - spojrzała na Ginnny, która miała tak głupia minę, że parskneła śmiechem ale zaraz się opanowała.
-Ginny słonko, to Lucas mój przyjaciel, czarodziej ale chodził do Durmstangu i jest starszy od nas o 10 lat dlatego... - Wesleyówna pokiwała ze zrozumieniem głową i uśmiecheła się szeroko,  a Hermi odwróciła się do przyjaciela.
-Jak mial na imię ten blondyn? I odpowiadając na twoje pytanie, nie nikt mnie nie bije, a tej tchórzofretki tam nie było i nie, nie mów jak się nazywał. Po prostu następnym razem wywal go na zbity ryj. Nie chce widzieć tego WYPŁOSZA na oczy zrozumiałeś? A co do tych wrzasków i wogóle... No cóż widać byłam w stanie jeszcze rozbroić swój pokój. - miała złe przeczucia. Po prostu okropne jeśli to Malfoy to chyba się powieszę... Byłam pijana  ale żeby aż tak?- mówiła do siebie w myślach. Chociaż coś z wczoraj pamiętała...  Niebieskie oczy - pamiętała, że był trzeźwy...
 "- Co szlamcia przyszła się zabwić? - była już po paru głębszych gdy do niej podszedł.
- Opija zdradę przyjaciół... Czego chcesz Malfoy?
 - Achhh Granger, dlaczego mysilisz, że coś chcę właśnie od Ciebie?
- A co robisz w mugolskim barze? - wzruszył ramionami.
- Fajny klimat nic więcej..."

- Hermi słuchasz nas? - spytała Ginny wyrywając ją z zamyślenia.
- Echmmmm co?
- Lucas pytał dlaczego nie chcesz go widzieć...znaczy się Malfoya bo to był on nie?  - spojrzała w brązowe oczy barmana.
- Lucas proszę...- podniósł ręce w gesicie poddania
- Ok, ok ok,  nie ma sprawy - uśmiechneła się, a on odchrzaknął i powiedział :
- To co dla ślicznych  pań?
- Nic - urwała Hermiona i widząc zdumione spojrzenie barana zaśmiała się.
-Nie Luc, musimy coś obgadac na osobności... Na trzeziwo - po czym spojrzała na Wesleyównę.
-Idziemy?  - zapytała.
-Tak, ale Herm co on TU robił?
-Nie mam pojęcia ale  wiem jedno :  już nigdy tak nie zabaluję i już nigdy nie będę pić w jednym pomieszczeniu z tym dupkiem. - Ginny zaśmiała się tylko.
-Taaaa, tobie po alkoholu odwala... - dzieczyna pokręciła sceptycznie głową po czym wybuchły gromkim, nieudawanym śmiechem.
 ****
Szły już  jakieś 10 minut w ciszy przez puste ulice Londynu gdy w konicu odezwała się Ginny.
 - Wszystko zaczeło się od śmierci... wiesz twoich rodzców.  Później Dumbledore pojechał do twojego domu z moim tatą sprawdzić ale było za późno. Ciebie ponoć nie bylo w domu więc aportowali sie do nas. Była narada, postanowili, że będą udwać, że nie przewidzieli tego... Parę dni później była nowa narada... Nowa przepowiednia, ponoć zaginiona córka SAMA-WIESZ-KOGO powstanie... Oczywiście słyszałam wszystko dokładnie.  Przepowiednia brzmiała jakoś tak - odchrząkneła i zaczeła mówić :
- A czarny Pan spłodził  ponomkinię jego mocy. Jednak tylko ten, którego serce należeć będzie do niej, a nigdy nie będzie jej mógł mieć, będzie w stanie ją zgładzić. - szły chwile w ciszy w konicu odezwała się Hermiona.
- Skąd  wiecie, że to nie bujda?
- Tego wieczoru było strasznie  zimno. Było zebranie, a dementorzy dyrektora pilnowali domu  i Harrego. Profesor  Grubszych - Szkieł - Nikt - Nie - Ma odwiedziła Molly i wtedy, gdy piły tą cholerną cherbatkę - Ginny przekręciła głowę w obrzydzeniu. - I wtedy usłszeliśmy jak coś się tłucze. Akturat przechodziłam więc wcisnełam się w ciemny kąt kiedy przybiegł Drops razem z Lupinem i mojm Ojcem. I ona zaczeła mówi,ć a potem zemdlała... - I znów zapadła cisza. Po krótkiej chwili znów odezwała się Ginny.
 - Nawet nie wiedziałam, że miał córkę... Dumbledore ponoć chce ją znaleźć i zabić bo wtedy, gdy ona się odnajdzie Harry nie będzie miał szans. Zerwałam z nim. Z dnia na dzień zaczynałam ich coraz bardziej nienawidzić... Dziś odeszłam z domu i  już tam  nie wracam. Hermi niedługo skończę 16 lat, a za rok będę  dorosła. Nie wiem jak sobie poradzę ale się postaram się.  Oni wszyscy zwariowali, Dumbledore chce sobie każdego podporzątkować... -Teraz stały na ulicy na przeciw siebie. Hermiona szczęśliwa, że poznała rodzaj magi taki jak oklumnecja zaawansowana  wdarła się do umysłu przyjaciółki. Widziła i czuła to co ona,a  po chwilllli wyszła z jej umysłu przytulając do siebie.
-Ginny możesz zamieszkać u mnie... - teraz wiedziała, że nie kłamie.
-Skąd wiesz, że nie kłamię? - zapyała zdziwiona
-Użyłam oklumencji. Przepraszam musiałam być pewna, że mówisz prawdę - widząc zaciekawioną mine przyjaciółki zaczeła tłumaczyć.
- Nauczył mnie Harry,  trochę nieświadomie opowiadając jak to było na lekcjach u Snape'a. Później zaczełam kawałek po kawałku odkrywać nowe tajemnice tej dziedziny magii. Harry poddawał się z każdą kolejną lekcją, a ja z każdą  jego lekcją byłam coraz lepsza. W konicu Harry się poddał, a ja nauczyłam się to robić perfekcyjnie i  nikt nawet tego nie zauważa.  Nie męczy mnie to... Lecz i to był dla mnie za mało.  Nie tylko nauczyłam się  słyszeć myśli. Ja nauczyłam się CZUĆ to co oni. - Ginny stała tak chwilę przyparując się jej uważnie aż w końcu na jej twarzy wymalował się uśmiech  ale widząc mine przyjaciółki zniknął.
- Ginny ja jutro jadę do Malfoy Manor... Chcę zostać smierciożercą - popatrzyła na nią chwilę a później pokiwałą głową.
- Tylko na siebie uważaj... Wiesz jesteś córką mugoli i oni...
- WIEM - powiedziała zawzięcie.  Złapały się za ręce i teleportowały do ich domu

CDN

Rozdział 2


 9 sierpnia

- Panie, chciałem przypomnieć że  jej 17 urodziny już niedługo... W końcu odzyskasz córkę - Czarny Pan pokiwał  w roztargnieniu głową.  Jego jedyna córka... W końcu będzie mógł dowiedzieć się kim jest. Wiedział, że wychowała się u mugoli...
- Wiem Lucjuszu, już niedługo ją odzyskam... Jeśli tego zechce, jeśli nie przystąpiła do Zakonu Feniksa... Wiecie już kim jest?
-Niestety Panie,, Bella miała wyczyszczoną pamięć, jak sam dobrze wiesz przez Anastazje i nie pamięta.  Żadne eliksiry  na nią nie działają...
-To wiem Lucjuszu, gdyby Bell  pamiętała moja i jej córka  już dawno by tu mieszkały. - zirytował się, jednak Lucjusz niewzruszony ciągnął dalej.
- Niestety zaklęcia, które rzuciła na nie Anastazja są zbyt potężne... Wiem tylko, że twoja córka Panie, mieszka u mugoli jako, że potrzebowała tymczasowego zniknięcia ze  świata czarodziejskiego dla własnego dobra,  a córka Belli mieszka u czarodziejów - wargi czernowłosego wygieły się w grymasie niezadowolenia.
-A co z misją?
-Rodzina Grangerów wybita. Została tylko czarownica jak prosiłeś...
-Świetnie...
-Tom jeśli mogę spytać, po co? -  wargi Voldemorta ułożyły się w wymuszonym uśmiechu.
-To najzdolniejsza czarownica  w  Hogwarcie... Można powiedzieć, że piekielnie dobra. Załamie się po stracie rodziców, a na przyjaciół nie ma co liczyć. Zobaczy, że Dumbledore nie jest święty i przestanie ufać komukolwiek ... A  wtedy to wykorzystam wedrę się do jej umyłu i zobacze co myśli Harry Potter. - skinął głową, a Lucjusz nie wiedział co powiedzieć więc stał cicho wpatrzony w mistrza.
-Możesz już odejść Lucjuszu - starszy Malfoy skłonił się lekko, a następnie wyszedł zostawiając  za sobą  zapach mordu...

                                                                                                                                                            11.Sierpień

Obudziło Ją  ciche pukanie w szybę . Powoli otworzyła oczy od razu tego żałując , poczuła  w nich straszne pieczenie    które było spowodownane jej wczorajszymi łzami poczuła jak jej ciało jest obolałe i ciężkie . Powoli przetarła oczy wygżebując się z pościeli rozerjżała się dookoła wszędzie było pełno butelek po Alkocholach mugolskich jak i tych czrodziejskich po najlepszych winach rodziców , ale też po piwach , szampanach , likierach , ognistej , Kembty* , Loscere** , piwach kreowych i innych których nie dojrzała bo zasłaniały je potłuczone zdjęcia jej przyjaciół i  rodziców , telewizor leżał cały rozwalony lampa na drugim końcu  pokoju,   jednym słowem istny haos .No ale nic dziwnego jako że  Panna Hermiona przechodziła kryzys i postanowiła wyleczyć go alkocholem i siłą fizyczną .
-Ale burdel - jękneła cicho i niezważając na stukanie w szybę wzieła z komody flakonik  z eliksiem otrzeziwiającym*** szybko wypila połowę i od razu poczuła się lepiej . Teraz dopiero wzieła różdżkę i mrukneła
-  Reducto - Na co puste bótelki znikneły ,puznieniej naprawiła zniszone zdjęciła jak  i terlewizor  oraz lampę  do tego  kilka podarych obrazów które  sama namalowała .Spojżała na pokój zupełnie trzeziwym wzrokiem i stwierdziła że wygląda przyzwojcie . Nagle usłyszałą strasznie głośne stukot trzech  sów .
-Ochh lisy ... - zdumiona otworzyła okno wpuszczają trzy wielkie sowy jedna była bura od razu ją popznała Harold rodzinna sowa Wesleyów a druga płomienno czerwona ze złotymi śepiami  którą pierwszy raz widziała a trzecią była Aspera **** szybko podbiegła do komody wygżebując monety ,zapłaciła jej za proroka i kazała poczekać od reszty odebrała listy i rozkazała to samo  mówiąc że za chwile wróci . Przyszłą po niecałych 30 minutach odsiwierzona przebrana  , z miseczką wody i grarścią krakersów podała je ptakom Harold żócił się na swoją części krakersów,  Aspera podziobała chwile w nich i zaczeła pici letnią wodę a czerwona sowa tylko wypiła troche wody  .Pokiwała głową  w niedowierzzaniu i usiadła na łóżku pierwszy otworzła list od jej byłych przyjaciół .Jeszcze miesiąc temu by się cieszyła ale dziś ...zaczeła czytać



                                                            Droga Hermiono

     Zdajemy sobię sprawę że urodziny masz jutro ale
  jutro jedziemy na pokątną więc dziś mówimy Ci
 Wszystkiego najlepszego .
     Mamy nadzieję że dobrze się trzymasz ... Jeszcze
     raz przykro nam za to co się stalo nie mówiliśmy Ci
     dla twojego dobra mamy nadzieję że się nie gniewasz .
     Do zobaczenia na stacj .
                                                    Harry i Ron

-TO się wysilili - szepneła po czym zgniotła list i wrzuciła do kosza . Otworzyła następny


 Droga Ty moja !!!!!!!

 Jak się trzymasz mam nadzieję że lepiej niż ja a tak na marginesie nie wiem
czy robi się takie nagłówki ty jesteś specjalistką . Kochana moja  wszystkiego
najlepszego w dniu tych szczególnych urodzin tak wiem ze jutro ale puzniej nie dała bym rady go wysłać
 żałóję że nie mogę być z tobą ale sama rozumiesz jak jest...
 Chodzi  o to że ...wiedz Hermiono że ja
chciałam Cię o tym powiadomić  ale Ron mnie szntażował matka powiedziała
że mnie wydzidziczy . Coś się dzieję , prawie codziennie są zebrania ZF .
Jest nowa przepowiednia
wiem jak dużo ryzykuę pisząc Ci o tym bo ktoś może ten list przechwycić. Zresztą
ledwo dałam radę napisać Ci ten list .Sowa jest Flegmy wykradłam jej ją więc nie odpisuj
Matka traktóje  nas teraz strasznie ostro a ja coraz miej tu pasuję .
Czuję jakby z dnia na dzien ktoś odebrał mi osobowości jak bym stawała sie kimś zupełnie innym .
Chciała bym z tobą porozmawiać jak dawniej ...spotkajmy się jeśli chcesz o 20 w Barze Crazy
Tak zdaję sobie że to mugolski bar i wgl. ale sama pomyśl tam mnie chociaż nie znajdą
ja pojawię się napewno . Proszę przyjdzi . I jeszcze raz wszystkiego najlepszego mam
nadzieję że jakoś Ci wszystko wynagrodzę .

                                                                              Ginny

W oczach brązowo okiej poawiły się łzy jednak zacisneła szczęki nie dając nic po sobie poznać . Niie chciała znów plakać spojżała na ścienny zegar do spotkania zostało jej pół gdziny. Widocznie nie przespałam tylko nocy ale i cały dzień pomyślała i zaśmiała się serdecznie po czym wstała podeszła do okna wypuszczając dwie sowy a Aspere umieszczając w klatce . 20 minut puzniej była już gotowa założyła ciekom czarną sukienkę do kolan na to płaszcz i wyszła ....

*Kembty -   najlepsza wódka czrodziej stworzona przez Erica McWorddda z domieszką eliksiru szczęścia , pół kropli na jedną bótelke powoduję lepszy nastrój nic po za tym

** Loscere - Wyscy czrodziejów ..BARDZO MOCNA

*** Elikksir otrzeziwiający - każdy wie  jak działa jednak mała populacja czarodziej wie że
                                           że działa też na kaca

**** Aspera - sowa Hermiony cała brązowa z czrnymi obwódkami wokół  niebieskich oczu
                       Asper z łac. wzburzona