Człowiek
czasem po prostu się przełamuje i chce, by było jak dawniej.
Jednak nadal coś go trzyma i nie pozwala odejść od stanu, w jakim
się znajduje.
Popatrzyła po sali
lekcyjnej . W środku krzyczała, że nie chce taka być, że chce
być dawną Hermioną . Ona chciała mieć uczucia, bardzo chciała.
Jednak nie mogła. Myśl, że znów będzie cierpieć przerażała
ją. Bo ona go pokochała. W tym momencie jej oczy zatrzymały się
na blondynie. Stał i patrzył na nią bezradnym wzrokiem. W jej
oczach pojawiły się łzy, lecz szybko zacisnęła powieki.
- Malfoy weź Weasley'a
i jak tylko znajdziemy się w Malfoy Monor zanieś go do lochów –
rozkazała.
- No dzieciaki ... -
Snape był zmieszany. Pierwszy raz widział, jak córka Vlodemorta
była taka zimna. Jest gorsza od Ojca - pomyślał
zrozpaczony. Nowe pokolenie... - Czas w drogę. Zapraszam Panie do
komina. -Zawahał się na chwile, gdy Hermiona spojrzała groźnie na
dziewczyny, które zmierzały do kominka. Groźnie, ale i z dozą
smutku w czekoladowych tęczówkach. Podeszła powolnym krokiem i
stanęła między Luizą, a ścianą. Westchnęła tylko, biorąc
garść zielonego proszku Fiu z woreczka, który podał jej blondyn.
Gdy ich ręce się ze sobą otarły, z udawanym wstrętem odsunęła
dłoń, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia. Musiała być
silna, wiedziała to. Musiała, bo chciała ratować ostatnią
cząstkę swej godności i serca, której jeszcze nie oddała
Ślizgonowi.
Oddałaś mu całe
serce! – Poprawiło ją sumienie. Dziewczyna tylko westchnęła.
Wiedziała, że nie ma co się z nim kłócić, bo to szczera prawda.
- Malfoy Monor –
krzyknęła, rzucając zielony proszek wprost w wygaszony kominek,
tylko po to, aby zaraz miały pochłonąć ją jego zielone
płomienie. Wpadła wprost na kremowy, puchowy dywan w salonie. Było
to kwadratowe pomieszczenie z czekoladowymi ścianami i beżowymi
akcentami. Otrzepała się z niepotrzebnego brudu, by za chwile paść
na ziemię, przygnieciona ciężarem trzech przyjaciółek.
- O ja pierdole –
wyjęczała cicho, a z jej gardła wydobył się stłumiony śmiech.
Po chwili umilkła zdziwiona tym, że się śmiała.
Tak dawno tego nie
robiłam – pomyślała.
Jej myśli przerwał
śmiech dziewczyn. Sama poszkodowana też przyłączyła się do
nich, leżąc na dywanie.
- Wstajemy – zawołała
Megan i spojrzała na Hermionę poważnym wzrokiem.
- Śmiałaś się! -
Zawołała blondynka, a jej niebieskie oczy na przekór stały się
jasne i rozbawione.
- To świetnie –
dodała Luiza.
- Megastycznie dobrze –
zawołała Ruda, rozkładając ręce w geście uściskania
przyjaciółki. W tym momencie, gdy Brunetka już się przełamywała,
by wpaść w ramiona przyjaciółki, z kominka wypadł Smok i Diabeł
i Wąż. Hermiona jakby wyrwana z transu odsunęła się od
dziewczyny, przywdziewając maskę obojętności.
- Zdawało Ci się –
warknęła i zostawiając zdziwionych chłopaków, wyszła z
pomieszczania.
Wściekła Megan
rzuciła mordercze spojrzenie chłopakom, a Luizie i Ginny opadły
ręce i zrezygnowane pokręciły tylko głowami.
- Wszystko
spieprzyliście – warknęła, choć wiedziała, że to co się
stało nie było do końca ich winą . Jej przyjaciółka nie
wiedziała jak poradzić sobie ze swoimi uczuciami i łatwiej było
obwiniać za wszystko Draco , Blaisa. Głównie Draco. Za bardzo się
nie pomyliła, prawda?
W tym momencie
spojrzała na brata, który patrzył na przyjaciela ze smutkiem w
oczach. Ku zdziwieniu dziewczyn, nie zaczęli się z nimi kłócić,
tylko Zabinni poklepał blondyna po plecach i obydwoje wyszli z
pomieszczenia.
***
Siedziała w fotelu i
czytała książkę o transmutacji. Gdy tylko wrócili do domu,
usiadła w nim, uprzednio rozpakowując rzeczy do szafy. Czasami tak
w życiu bywa, że zagubiony człowiek odnajduje sens życia
zakochując się, by później to stracić zanurzając się w morzu
rozpaczy. Jednak nie ona. Ona, Hermiona Ridlle, się nie poddała.
Nie załamała się. Ona zrobiła coś o wiele gorszego.
Znienawidziła… znienawidziła samą siebie za to, że kocha.
Wiedziała, że wszystko straciła. Straciła sens życia - Draco
Malfoy'a. Fakt, mogła się z nim przyjaźnić, ale nie zniosłaby
myśli, że jest na wyciągnięcie ręki, a jednak nieosiągalny. Nie
dla niej. Z westchnieniem wstała z fotela. Wiedziała, gdzie musi
iść. Powolnym krokiem wyszła z pokoju, kierując się do ogrodu.
Szła jak w transie. Zagubiona, opuszczona i znienawidzona przez samą
siebie. Z westchnieniem rozejrzała się dookoła, by następnie
popchnąć drzwi. Przymrużyła oczy, próbując przyzwyczaić oczy
do nastałeji jasności którą dawały promienie słońca .
Podeszła do rzeźby jej pra pra babki i zastukała w nią różdżką.
Klapa otworzyła się, ukazując jeden mały flakonik.
- Nawet nie próbuj –
usłyszała dobrze znany jej głos. Odwróciła się w stronę
mężczyzny.
- Blaise?- Zapytała,
zaskoczona jego obecnością. Chłopak rzadko z nią rozmawiał,
częściej wpadał do Ginny, czy Smoka...
- Nie rób tego –
warknął, wyjmując z jej rąk flakonik. – Dlaczego chciałaś się
zabić? - Spytał zdruzgotany. Westchnęła głęboko, siadając na
ławeczce. Nie nawiedziła się tłumaczyć. Poczuła jak chłopak
siada obok niej, a ona spojrzała bezradnie na swoje ręce.
- Bo... - zacisnęła
powieki, gdy poczuła jak zabierają się pod nimi łzy. Sama nie
wiedziała, kiedy zaczęła cicho pochlipywać.
- Bo? Serio, to jest
odpowiedź? – Po dłuższej chwili patrzenia się na zatroskanego
bruneta, postanowiła się odezwać, ówcześnie spuszczając wzrok.
- Co byś zrobił
gdybyś kogoś kochał, a ta osoba kochałaby inną osobę? Czujesz,
że bez niej nie masz po co żyć, więc teraz, gdy go nie masz,
czujesz obrzydzenie do samej siebie za to, że nawet jeden człowiek
nie może Cie pokochać. Gdybyś całe życie był odtrącany i
właśnie w tej chwili, gdy się zakochujesz, ta osoba zabrałaby
twoje serce, zostawiając palącą pustkę. Wiesz co wtedy czujesz?
Nie... ty nie wiesz. Ty masz Gin, z czego jestem zadowolona, bo
kocham ją jak siostrę. Ale ja wiem. Wtedy właśnie nienawidzisz
siebie z całego serca za to, że pokochałeś, za to, że znów
zostałeś odtrącony. Po tygodniach płakania w poduszkę,
pomiatania światem i ludźmi, czytając jakąś książkę, wpadasz
na ten pomysł. A wtedy zjawia się taki, o tu – pokazała Diabła
podbródkiem – i niszczy twój plan. A może wtedy byłabym
szczęśliwa? - Zielonooki siedział nieruchomo, patrząc na Gryfonkę
swoimi mądrymi i bystrymi oczyma.
- Tak więc –
specjalnie zawiesił głos, czekając, aż go poprawi. Dopiero, gdy
schowała twarz w dłoniach zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. -
W tym momencie walczyłbym o tę osobę. Nieważne, że kocha kogoś
innego. Ja bym walczył i starał się z całych sił, aby tę osobę
zdobyć. Ja byłbym gotów trwać przy tej osobie, chronić ją.
Tylko ją, nawet jeśliby mnie nie kochała. Bo może się okazać,
że tak naprawdę kocha właśnie mnie. - Zapadła chwila milczenia.
Każde z nich pogrążyło się w swoich myślach. Nagle Diabeł
dotknął jej bladego ramienia.
- Kto to? - Spytał
śmiertelnie poważny. Dziewczyna spojrzała na niego i pokręciła
przecząco głową. Wstała z ławki, przytulając kolegę.
- Jest bliżej niż
myślisz. Dziękuję ci. Bardzo mi pomogłeś. - I odeszła. Sama nie
wiedziała dlaczego nie chciała mu mówić. Ale Blaise miał rację.
Musi go chronić, trwać przy nim, choćby jej serce miało rozpaść
się na milion kawałków. ONA musiała się zmienić. Dla niego…
dla siebie.
***
Specjalnie wcześniej
zeszła na śniadanie, myśląc, że go nie spotka. Chciała być
przy nim, ale jednak nadal go unikała. Nic dziwnego. Tyle
wycierpiała. Już dłużej nie chciała. W jadalni był tylko jej
ojciec, Snape, Lucjusz, Narcyza i Bell z Rufusem. No tak kompletnie
zapomniała, że mieli dziś przyjechać.
- Cześć tatku -
pocałowała go w policzek, siadając do stołu. Reszcie tylko
skinęła głową. - Miło cię widzieć Bello. Jak zdrowie? –
Spytała, z precyzją wysypując płatki do miski.
Czarnowłosa słysząc
to, lekko się uśmiechnęła.
- Znakomicie Hermino.
No opowiedz jak tam u ciebie? Dawno się przecież nie wiedziałyśmy.
Od zerwania z Angelo minęło trochę czasu. Znalazłaś sobie
kogoś?- Brunetka tylko niezauważalnie drgnęła, a jej twarz
pokryła maska.
- To chyba nie twój
interes Belatrix – warknęła, nie panując już dłużej nad
emocjami. Wszyscy popatrzyli na nią z szokiem wymalowanym na twarzy.
Jedynie Snape miał obojętną minę. Gryfonka odchrząknęła,
przeklinając się w myślach.
- Przepraszam Bell.
Trochę mnie poniosło. – Mruknęła zawstydzona. Kobieta jedynie
uśmiechnęła się lekko.
- Nie ma sprawy. - Po
kilku minutach bezcelowej rozmowy, do jadalni wszedł Draco.
- Dzień dobry –
mruknął, a po chwili jego spojrzenie zatrzymało się na
nienagannym ubiorze i makijażu brunetki. Ona też podniosła wzrok i
w jednej chwili ich spojrzenia się skrzyżowały. Gdy tylko poczuła
jak jej serce przyśpiesza, wstała z miejsca z zamiarem wyjścia z
pomieszczenia.
- Przepraszam, ale
chyba jednak nie jestem głodna. – I nie czekając na reakcję
kogokolwiek prawie wybiegła z jadalni.
- Draconie? - Jednak
chłopak się nie odezwał. Tylko stał i patrzył na przeciwległą
ścianę. Naprawdę miał już dość tego, że wymykała mu się z
rąk.
- Draconie? - Powtórzył
ponownie Czarny Pan. Jednak chłopak w ciągu jednej sekundy
zdecydował... Nie zwracając uwagi na zniecierpliwioną minę
Voldemorta, wybiegł za dziewczyną. Szybko wbiegł po schodach i
zobaczył ją w połowie korytarza.
- Vivan! Vivan
poczekaj!!! - Krzyczał. Jednak dziewczyna nie zatrzymała się.
- Poczekaj!
Dzięki Bogu za moją
kondycję – pomyślał, doganiając dziewczynę. Złapał ją
za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Dlaczego zwiałaś? -
Dopiero teraz zobaczył łzy na jej policzkach. Nie panując nad
niczym, po prostu ją przytulił.
- Przepraszam –
szepnął cicho.
- Za co? - Zdziwiła
się dziewczyna. Przecież to ona powinna go przepraszać.
- Za to, że przeze
mnie płaczesz. – Dziewczyna załkała jeszcze głośniej i wyrwała
się z jego uścisku.
- Nic nie rozumiesz –
Szepnęła lekko drżącym głosem, po czym odwróciła się i
zaczęła odchodzić.
Malfoy walczył sam ze
sobą. Kochał ją, ale bał się jej tego powiedzieć.
Jestem tchórzem
- pomyślał wściekły. - Niszczę miłość, bo boję się
odrzucenia.
- Ja nic nie rozumiem?!
Kocham Cię Granger, to rozumiem!!! - Raptownie się zatrzymała i
odwróciła w jego stronę. Podbiegł do niej i złapał za ramiona.
- Powtórz to Draco,
błagam powtórz… – Nie spełnił jej prośby, przynajmniej na
razie, tylko pocałował ją delikatnie, przytulając do siebie.
Poczuła jak jej kolana miękną, a po policzkach spływają łzy
ulgi i szczęścia.
- Nie płacz. Wiem, że
nie powinienem. – Zaśmiała się słysząc w jego głosie
niepewność. Po chwili rzuciła mu się na szyję.
- Też Cię kocham
Draco. – Mimo iż to nie było nic romantycznego, dla nich znaczyło
wiele.
Spojrzeli sobie w oczy,
każde próbujące odnaleźć odpowiedź na nurtujące ich pytania.
- Porozmawiajmy –
odezwał się wreszcie chłopak. Brunetka tylko pokiwała głową na
znak, że się zgadza. Szybko przeszli przez korytarz, by po chwili
zamknąć się w jej pokoju.
Gdy upewniła się że
drzwi są szczelnie zamknięte, a pokój wyciszony , spojrzała na
siedzącego na łóżku chłopaka.
- Więc... ehmmm,
słuchaj ja...- zaczęła, lecz Draco przerwał jej namiętnym
pocałunkiem.
- Hermiono kocham cię.
Byłem tchórzem. Bałem przyznać się co do ciebie czuję, bo
myślałem, że mnie odrzucisz. Jednak widząc... ja nie mogłem tego
ukrywać. Hermiono Riddle kocham Cię od lat, szaleję za tobą i nie
wyobrażam sobie życia bez ciebie.
Więc to o mnie
mówił - pomyślała Gryfona - to o mnie mówił w tej
klasie.
Dziewczyna musnęła
jego usta, rozkoszując się tą chwilą. W końcu jest jej. Blondyn
z niezwykłą czułością pogłaskał ją po policzku, nie
pozwalając jej spuścić wzroku.
- Nigdy nie umiałam
mówić o uczuciach, ale... Draco, ja... nie mogłam żyć z myślą,
że mnie nie kochasz. Każdy dzień był dla mnie jak udręka. Czułam
jak wysysa mnie od środka. Czułam, że tracę coś cennego. W końcu
znienawidziłam… znienawidziłam siebie za to, że pokochałam
ciebie. Bo widzisz... - na jej policzki wypłynął uroczy rumieniec
– Ja nigdy nie.... mnie nikt nigdy nie uczył takich uczuć.
Opiekunowie to byli despoci. A wtedy, gdy z dnia na dzień byłeś
blisko mnie, ja... nie potrafiłam nad tym zapanować. - Odetchnęła
gdy tylko to powiedziała. Spojrzała w jego oczy, w których
iskrzyło się zdumienie, przeplatające się z miłością. Po
chwili złożył na jej ustach pocałunek. Słodki i delikatny. Nie
spieszyli się. Wiedzieli, że przed nimi długie, szczęśliwie
życie. Po prostu to wiedzieli.
Rozmawiali tak jeszcze
wiele godzin. Spragnieni swojej bliskości, co chwilę obdarzali się
pocałunkami. Byli szczęśliwi. On – nie mógł sobie wybaczyć,
że wcześniej nie spróbował, jednak teraz czuł, że ma wszystko.
Nie chciał niczego innego, oprócz niej. Jej uśmiechu,
czekoladowych oczu, zadziorności. Całej jej. Mimo wszystko czuł,
że w każdej chwili może mu uciec. Ona – nie mogła uwierzyć w
to co się dzieje. Dla niej to było jak bajka. Słodkie
przeznaczenie na bladym tle. Wiedziała, że taka miłość zdarza
się tylko raz. Kochała go jak jeszcze nigdy. Kochała go całego.
Takiego jaki był.
Gdy dochodziła godzina
kolacji chłopak po raz kolejny obdarzył ją pocałunkiem, tym razem
namiętniejszym. Powoli zaczęła błądzić po jego torsie dłońmi.
- Jesteś dla mnie
wszystkim, kochanie – szepnął jej do ucha. Tym razem to ona
pocałowała jego, wplatając palce w jego włosy. Miał takie
cudowne usta. Pocałunki w barze wydawały jej się niczym, w
porównaniu z tymi, którymi obdarzał ją teraz.
- Nie wyobrażam sobie
bez ciebie życia, Draco – powiedziała cicho, lekko zaskoczona
swoją wylewnością. Na jej policzki wstąpił rumieniec.
- Ślicznie się
rumienisz. – Wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę, po czym
wstał szybko, wyciągając dłoń w jej stronę.
- Idziemy? Jestem
strasznie głodny. – Dziewczyna na te słowa tylko zaśmiała się
perliście, ale podała mu dłoń.
- Ja też – odparła
po chwili. Tym razem to on uśmiechnął się przewrotnie.
- A na co masz ochotę?
– Szepnął jej do ucha.
- Na ciebie... – I
nie czekając na odpowiedź, pocałowała go najbardziej namiętnie
jak tylko potrafiła. Draco błądził swoimi dłońmi po jej
plecach, zsuwając je po chwili na jej pośladki. Hermiona wygięła
się w łuk, odchylając się lekko w tył.
Wykorzystał ten moment
i zaczął składać pocałunki na jej szyi.
- Jesteś taka piękna…
- Wymruczał przy jej skórze i przyciągnął ją bliżej siebie.
Utonął całkowicie w pięknych, czekoladowych tęczówkach swojej
dziewczyny. Bo nie mógł jej już inaczej nazywać. Była jego,
tylko jego.
- Wiesz jakie będzie
zamieszanie, jak pojawimy się na kolacji? - Spytała z uśmiechem.
Chłopak tylko skrzywił się nieznacznie i odwrócił wzrok.
Zdziwiona dziewczyna dotknęła jego policzka i spojrzała mu prosto
w oczy.
- Coś nie tak? Nie
musimy im o nas.... - nie dokończyła, bo wszedł jej w słowo.
- Nie chodzi o to...
Jasne, że im powiemy, dlaczego byśmy nie mieli? - Zapytał z
uśmiechem. – Kocham cię i mam zamiar obwieścić to całemu
światu. – Pocałował ją namiętnie. Ona wyczuła jednak, że coś
jest nie tak.
- Słuchaj. Wiem, że
wiele ci zawdzięczam. Uratowałeś mi życie. Dzięki tobie zerwałam
z tamtym światem, ale musisz zrozumieć, że się o ciebie martwię.
Chcę byś mi ufał. – Mierzył jej nienaganną i nieustępliwą
postawę. Wiedział, że teraz nie odpuści.
- Dziś rano, gdy
wybiegłaś, twój ojciec próbował coś mi powiedzieć, a ja po
prostu go zlałem i wybiegłem za Tobą, bez słowa wytłumaczenia...
- słowa zawisły w powietrzu. Po chwili dziewczyna po prostu
wybuchła śmiechem.
- I to cię martwi? Nie
przejmuj się, on jest niegroźny… no nie dla nas przynajmniej –
dopowiedziała po chwili.
- Gotowa? - Dziewczyna
zamknęła oczy przed wejściem do jadalni. Odetchnęła głęboko, a
po chwili poczuła jak chłopak przytula ją do siebie.
- Zawsze będę przy
tobie Hermiono, nie bój się. Obiecuję, że nigdy Cię nie
opuszczę. – Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym leciutko
musnęła jego usta.
- Kocham cię Draco –
szepnęła. Wziął ją za rękę i otworzył drzwi. Wszyscy
zamilkli. Wiedzieli, że spóźnili się na kolację. Patrzyli na
nich jakby widzieli ich po raz pierwszy. Tom, aż zakrztusił się
herbatą, widząc, że jego córka trzyma Malfoy'a za rękę.
- Wy....razem? -
Zapytał trochę mało logicznie.
- Tak, ojcze. – Ku
zdziwieniu wszystkich, pierwszy wstał Logan. Ze srogą miną stanął
naprzeciw blondyna, by po chwili serdecznie go przytulić.
- No już myślałem że
Diabeł kłamie! Gratuluję!
- Pleciuga – warknął
Smok, jednak oddał przyjacielski uścisk Logana.
- Gratuluję mała! -
Złożył na jej policzku soczystego całusa. Wszyscy na sali
wybuchli śmiechem, a napięta atmosfera rozpłynęła się tak
szybko, jak się pojawiła.
Gdy Gryfonka zasiadła
już na swoim miejscu, Czarny Pan spojrzał na córkę.
- A
jednak znalazłaś
miłość…
---------------------------------------------------------------------------------------
Nie mogę wprost uwierzyć że to już koniec. Ta opowieść jak każda inna znalazła swoje zakończenie , bo wszystko kiedyś będzie miało koniec jak trafnie zauważyła Dominika. Chciałam wam podziękować za komentarze i to że jesteście . W końcu 19020 wejść to nie tak mało . Wiem że nie było idealnie napisane jednak miejcie na uwadze to iż w tego bloga wkładam całe swoje serce tak jak w naukę formułowania zdań by wychodziły piękne historię. Serdecznie dziękuję też Dominice, za to że nie straciła do mnie cierpliwości i za wszelkie słowa otuchy jak i dobre rady . Mimo wszystko rozdział pragnę zadedykować każdemu czytelnikowi , pamiętajcie że każdy z was jest czarodziejem własnego życia.
*
Uściski Hermiona Grenger