piątek, 13 grudnia 2013

Miłość z Czatu

Witam.

Cóż jak widziałam po komentarzach... nie spodobał wam się mój wcześniejszy utwór.
Oczywiście szanuję waszą opinię, jednak chcę powiedzieć że wszystko było dokładnie ułożone i tak miało wyglądać. Nie chciałam tego zmieniać nawet ze względu na was ponieważ mam do właśnie takiej Świerzej wersji sentyment. nie przedłużając...każdemu zakochanemu





Była sama, a jednak miała tak wiele. Miała kochającą rodzinę, na którą mogła liczyć. Choć nie zawsze było dobrze, zdarzały się wzolty i upadki, to trzymali się razem. Miała wspaniałą przyjaciółkę, która zawsze ją wspierała, podnosiła z brudnej ziemi, na którą rzucali ją inni. Dodawała siły, waliła w łeb i kazała brnąć dalej za marzeniami. Była marzycielką, niepoprawną romantyczką, która wierzyła w bezgraniczną miłość do końca świata i jeden dzień dłużej. Kochała życie. Zapach kwiatów, szum liści, szczekanie psów, muzykę, taniec, deszcz, grad, słońce,  zapach książki.  A jednak była sama. Pragnęła miłości. Szczerej i niepowtarzalnej, która podnosiła tętno, uginała kolana i powodowała motyle w brzuchu. Szukała jej, jednak sama nie wiedziała jak ona wygląda. Nigdy się nie zakochała. Zauroczyła tysiące razy, ale nigdy nie zakochała, jak się okazało do czasu.

To ją przygniatało. Kolejny zmarnowany dzień. Odłożyła smycz psa na werandę, wcześniej spuszczając z niej małego, 8 miesięcznego owczarka niemieckiego, który z radosnym szczekaniem pobiegł do ogrodu kontynuując zabawę, której ona nie mogła zrozumieć. Posłała swojej mamie ni to smutny, ni wesoły uśmiech.
- Już po spacerze? Nie było was pół godziny. – Jednak miły uśmiech zagościł na ustach czarnowłosej kobiety, która piła herbatę i rozwiązywała krzyżówki przy stole.
- Nie mam do tego głowy. - westchnęła, przeczesując kasztanowe loki i wypuszczając głośno powietrze z ust. Nie patrząc na mamę, która przyglądała się gazetce odeszła w stronę pokoju. Co jej było? Od kilku dni nie mogła na niczym się skoncentrować, nic przeczytać, nic napisać. A już za miesiąc szła do siódmej klasy. Do JEJ Hogwartu, JEJ drugiego domu, JEJ azylu, jakim niewątpliwie i niezaprzeczalnie była Szkoła Magii i Czarodziejstwa - Hogwart.
Nawet już Harry i Ron przestali się z nią kontaktować. Jedyna osoba, jaka jej pozostała to Doris. Wspaniała dziewczyna. Myśląc o brunetce na twarzy Hermiony pokazał się lekki uśmiech. Doris była w Slytherinie, była jedną z najbardziej naturalnych i pięknych dziewczyn w całej szkole, a mimo to nie pzeszkadzało jej to przyjaźnić się z nią. Hermioną Jane Granger. Nieuleczalną Gryfonką, najlepszą uczennicą, którzy wszyscy mieli za zwykłego kujona. Tyle, że teraz jej jedyna ostoja wyjechała z rodzicami nad morze, a ona została w pustym, szarym Londynie zupełnie sama, bez jakichkolwiek znajomych. W bursztynowych oczach pojawiły się łzy,które od kilku dni były u niej stałym bywalcem. Z roztargnieniem zamrugała kilka razy, a jej wzrok padł na znajomy przedmiot. Wyjęła laptopa spod poduszki, włączyła przeglądarkę i wpisała najprostsze hasło na ziemi. CHAT. Strona internetowa dla czarodziei była tak zaprogramowana, że mógł wejść na nią tylko i wyłącznie osoba magiczna, wpisując takie hasło.
Szara strona wskazywała na jej dzisiejszy humor. Sama nie wiedziała po co w to wchodzi . Nikt z nią nie pisał, a i ona nie miała z kim, ale coś ją ciągnęło, niewidoczna siła, która kazała jej być teraz w tym miejscu. Zielona kropka pokazała, że jest dostępna. Nagle po prawej stronie ekranu pokazała się informacja, że ma wiadomość. ”Anonim”, bo taki miał nick, wpisał tylko, że ma 17 lat, jest czarodziejem czystej krwi i uczęszcza do Hogwartu. Nic więcej. Same suche informacje, które mogła dopasować pod każdego chłopaka ze Slytherinu, który był na siódmym roku. Otworzyła wiadomość.

Anonim - Hej :)
Hermiona - Hej, znamy się?
Anonim - Nie.

To ją nieco ostudziło. Skąd mogła wiedzieć, czy to w ogóle prawdziwe informacje? Jednak z każdą chwilą przekonywała się, że chce zobaczyć co będzie dalej. Jaki on jest. Czego od niej chce.

Hermiona - Po co napisałeś do nieznajomej?
Anonim - Urzekło mnie twoje piękne imię.

Mimo woli śmiech brunetki rozniósł się po oliwkowym pokoju.

Hermiona - Może zdradzisz swoje?
Anonim - Jeszcze za wcześnie.
 Hermiona - Po co ktoś taki jak ty, pisze do kogoś takiego jak ja?

Z niecierpliwością czekała na odpowiedź. Gdy już traciła nadzieję, ta niespodziewanie nadeszła.

Anonim - Nigdy nie miałem uprzedzeń. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Nasza krew ma ten sam odcień, więc gdzie ta różnica?

Patrzyła w ekran oniemiała. Blady uśmiech błąkał się po ustach kasztanowłosej.
Zaskoczył ją i to pozytywnie. Wypuściła ze świstem powietrze.

Hermiona - Jesteś pierwszym, nie, drugim Ślizgonem, od którego słyszę takie słowa.
Anonim - I nie ostatnim. Oni też zmienią zdanie, moja piękna.

Sama nie wiedziała kiedy znów zaczęła się śmiać. Wiedziała jedno: pomysł, by z nim pisać wcale nie był zły.

Anonim - Jesteś tam jeszcze?

Przymrużyła bursztynowe oczy, delikatnie się uśmiechając, a na jej policzkach ukazał się rumieniec podniecenia zaistniałą sytuacją.

Hermiona - Jestem.
Anonim - To dobrze. Już bałem się, że mi uciekłaś.
Hermiona - Lepiej uważaj o co prosisz. Jestem jaka jestem.
Anonim - Jesteś wspaniała.
Hermiona - Nie znamy się.
Anonim - Ja cię znam Hermiono, to ty nie znasz mnie.
Hermiona - Kim jesteś?
Anonim - Zapytaj mnie kiedy indziej Gryfiaku.
Hermiona - To opowiedz mi o sobie.

I tak się zaczeło. Całe dnie spędzała na CHACIE, pisząc z nieznajomym. Zakochała się w nim. Był idealny i choć nadal nie chciał powiedzieć kim jest zakochała się w jego charakterze. Nigdy jakoś specjalnie nie przystanęła i niezstanowiła się kim jest. Skąd o niej tyle wiedział. Po prostu zauroczyła się nim, a następnie zakochała. I już wiedziała. To było to. Niesamowita, paraliżująca miłość, jakiej pragneła. Nie widziała nic złego w tym, że odmawiał pojawienia się na Video Chacie, ani w tym, że nie chciał słyszec o spotkaniu. Liczyło się tylko to, że była zakochana, a na to wskazywały wszystkie siły we wszechświecie.
Tak minęły dwa tygodnie. Dwa niesamowite tygodnie, które spędziła przed laptopem, zapatrzona w jego piękne, czarujące słowa. Nagle przestała analizować każde jego zdanie.  Pisali ciągle, z małymi przerwami na sen, czy jedzenie. Mama Hermiony oczywiście nie zdawała sobie sprawy w jakim stanie emocjonalnym jest jej córka. Otwierała nowy gobinet i nie przejmowała się zawsze rozważną i prawie dorosłą córką, która wchodziła w brutalny świat rzeczywistości.

***

Obudziła się wcześnie rano. Ociężale wstała z łóżka, wiedząc, że i dziś będzie miała podpuchnięte oczy. Spała tylko trzy godziny, a ten cholerny budzik codziennie budził ją o szóstej nad ranem, wykrzykując w niebogłosy: joging joging! Teraz miała ochotę zabić Doris za ten prezent na Boże Narodzenie. Potrzebowała już tylko zimnego prysznica i kawy.

***

Cisza, powolne unoszenie się klatki piersiowej pewnego anioła. Ale czy na pewno było to niebiańskie stworzenie? Można było łatwo stwierdzić, że nie, bo choć wyglądał jak młody bóg, straszliwie chrapał. A każde dziecko wiedziało, że gdy anioł wędruje do świata marzeń wydaje dzwięk dzwoneczka, a nie stada rozwścieczonych hipogryfów. Blond włosy, czerwone usta i strasznie blada karnacja. Nagle przebudził go odgłos walenia w drzwi.
- Paniczu Malfoy, proszę wstawać! - Chłopak tylko cicho jęknął, przewracając się na drugi bok. Był niewyspany, cały obolały i czuł, że w gardle miał istną pustynię. Otworzył jedno oko, ale za chwile je zamknął. Powtórzył tę czynność kilka razy, a następnie podniósł ciężkie ciało z łóżka. Czuł jakby był z ołowiu. Jedyne, czego potrzebował to woda. Zbawienna woda, która uleczy jego kaca. I tego emocjonalnego, i tego, który trawił jego głowę i gardło. Bo nie od dziś było wiadomo, że woda działa kojąco na skołatane nerwy.

***

To jest to pęd. Gdy biegniesz czujesz, że żyjesz. Miarowy oddech, słuchawki w uszach i nic poza tym się nie liczy. Widzisz tylko trasę. Chwila magii wpływa na ciebie tak, że w ogóle nie odczuwasz zmęczenia. W słuchawkach brzmi nowy kawałek Fatlanych Jędz. W tej chwili każda troska odpływa w siną dal, a na jej miejsce zajmuje czysta błogość.
Nagle poczuła, że wpada na coś, co niesamowicie zapiszczało, a ona sama wylądowała na brudnej ziemi miejskiego parku.
- Tyran! Tyle razy powtarzałem, że nie wolno podbiegać do obcych ludzi! Znów mi uciekłeś!!! - Wrzask właściciela nie przeraził tylko małego Hasky, ale również brunetkę, jak i połowę osób, będących w parku.
- Przepraszam Panią. Ten pies czasem mi ucieka. Mam nadzieję, że nic się Pani nie stało. – Głos nagle złagodniał, więc dziewczyna odpręzyła się, słysząc to. Jednym zgrabnym ruchem podniosła się z ziemi i ją zatkało.
- Malfoy? - Tylko tyle zdołała powiedzieć. Jednak jej rekakcja była nieporównywalna z objawami, jakie wystąpiły u blondyna, który swoją drogą zmężniał przez te wakacje. Nie był już patyczkowatym chłoptasiem. Włosy do ramion, które teraz były niemal srebrzyste, blada cera, wąskie, różowe usta, prosty nos, wystające kości policzkowe i te oczy. Lazurowe przejrzyste spojrzenie, które zahipnotyzowało ją doszczętnie. Stała i patrzyła na Ślizgona, który miał otwarte usta ze zdziwienia, oczy jak dwa galeony, brwi uniesione do góry, a nienaganna sywetka stała się jakby marmurowa.
- Granger. - wydusił, ledwo poryszając ustami.

Zatkało go. Znał tę dziewczynę od wielu stron. Jako romantyczkę, jako wroga, denrwującą pannicę Wiem To Wszystko, zagubioną, małą dziewczynkę, a jednak teraz znów odkrywał jej nową stronę. Swoją drogą, ciekawe ile ich jeszcze miała. Była jeszcze piękniejsza niż w szóstej klasie. Kasztanowe loki związane w kitkę, bursztynowe, świecące oczy i czerwone usta, które ozdobione były jednym, małym pieprzykiem nad górną wargą. Idealna sylwetka. Była wręcz doskonała. Taka nieskazitelna i czysta. Poczuł silne ukłucie w klatce piersiowej, gdy pomyślał, że ją oszukuje.
- Może w ramach rekopensaty wybierzesz się ze mną i Tyranem na kawę? - Spojrzała w Lazurowe oczy blondyna i lekko kiwnęła głową.
- Czemu nie, jedna kawa.

***

Kawiarenka była mała i skromna, ale przyjemnie urządzona. Tyran siedział pod lokalem, a oni weszli do przesłodzonego wnętrza. Różowe ściany, wszędzie wiszące misie i serduszka.
- Jejku... Czy dziś walentynki? Chyba trochę przespałem. – Dziewczyna tylko uśmiechnęła się lekko.
- Siadaj, pójdę zamówić. – I nie czekając na nic podszedł do kobiety przy barze, domyślając się, że inaczej nic tu nie dostaną.
- Dzień Dobry – Kobieta około trzydziestki, z zielonymi oczami i blond włosami popatrzyła na chłopaka, a następnie uśmiechnęła się delikatnie.
- Co podać? - Jednak jej głos okazał się skrzeczący i zachrypnięty, jakby dawno nie piła wody.
- Jedną czarną i jedną kawę z mlekiem i cukrem. - Blondynka pokiwała głową.
- Zaraz podam. – Odszedł w stronę Hermiony. Coś mu się zdawało, że to dopiero początek. Początek czegoś pięknego...

***

Do końca wakacji pozostał tylko tydzień. Nadal pisała z Anonimem, jednak codziennie spotykała się z Draco. Kawa zamieniła się na wyjście z psami, spacery w wyjście do kina, kino na randki, randki w pocałunki, a pocałunki w sex. W końcu Anonim zszedł na dalszy plan, a po kolejnej, upojnej nocy z blondynem, przyrzekła sobie, że zakończy tę wirualną znajomość. Gdy Draco wyszedł z jej domu, poszła pod prysznic i po pół godzinie usiadła do laptopa. Włączyła CHAT. Znów był  aktywny, jakby tylko na nią czekał.
Hermiona - Hej Anonimku :)
Anonim - Witaj moja piękna. Jak ci minął dzień?
Hermiona - Upajająco. A tobie?

Mimo woli na jej usta wstąpił uśmiech, gdy przypomniała sobie co robił z nią ten blond sadysta.

Anonim - Yhym. Był fascynujący.
Hermiona - Nie możemy więcej pisać.

Jej serce na chwilę się zatrzymało. Sama czuła się tak, jakby okłamywała ich oboje, musiała to zmienić.

Anonim - Dlaczego :(
Hermiona - Przepraszam, ale wiedz, że przez drobną chwilę moje serce należało tylko do ciebie. Niestety poznałam kogoś w prawdziwym świecie. A to znaczy dla mnie więcej, niż CHAT.
Anonim - Rozmumiem.

Wyłączyła się. Serce uderzało o jej klatkę piersiową w zastraszającym tempie, a w oczach błysnęły łzy.
Nie żałowała, zakochała się w cudownym facecie i to było najważniejsze. Wiedziała już, że to była ta miłość, czuła to całą sobą. Tylko dlaczego nachodziło ją uczucie deja vu?

***

Dwoje młodych Ślizgonów piło Ognistą Whisky.
- Zakład to zakład, Malfoy – Blondyn potrząsnął głową zdenerwowany.
- Nie rozmuiesz, że się w niej zakochałem?! A zakład wygrałem. Zakochała się we mnie, nie wiedząc kim jestem i jak wyglądam! - Czarnoskóry chłopak tylko wrednie się uśmiechnął.
- Arystokrata zakochał się w szlamie, jakie to… paskudne. Co na twoi rodzice Smoku? - Twarz dziedzica fortuny wyrażała tylko chęć mordu.
- Są bardziej cywilizowani, niż twoja matka padalcu! - Nie czekając na reakcję swojego "przyjaciela" wyszedł, trzaskając drzwiami.
- A oto oficjalna zemsta Panie Malfoy. Trzeba było nie pieprzyć się z moją dziewczyną. Teraz już wiesz jak to jest stracić kogoś, kogo się kocha bardziej od swoje odbicia w lustrze. - Z grymasem zawodu wypił do końca zawartość szklaneczki i sięgnął po telefon. W końcu tę szlamę też można zniszczyć...

***

Spała. Była zmęczona biegiem, zmęczona tym, że nie mogła pozbyć się tego dziwnego uczucia niepokoju. Przebudził ją dźwięk telefonu.
- Hallo?
- Witaj Granger.
- Kto mówi? – zmarszczyła brwi, siadając na łóżku.
- To nieważne. Istotne jest to, że ktoś cię bardzo oszuł...
- Nie wiem o co ci chodzi.
- O Dracona, albo raczej o Anonima. To dwie bardzo podobne do siebie postacie prawda, Hermiono? - już dawno nie słyszała tyle jadu w głosie wypowiadającym jej imię.
- Ale...
- Tylko zakład spowodował, że teraz jesteście razem. Miłego dnia szlamciu.
W jej oczach pojawiły się łzy. To nie mogła być prawda, nie mogła. Ona tylko tak bardzo chciała być szczęśwliwa, a okazało się, że miłość jeszcze bardziej ją zniszczyła.
Po chwili usłyszała jak ktoś wbiega do jej pokoju. W progu zobaczyła dobrze sobie znaną twarz.
- To nie tak jak myślisz! - krzyknął, widząc jej łzy.
- Wynoś się!
- Ale Hermiono...
- Powiedziałam, wynoś się!!!- Z bólem wycofał się z jej pokoju.
Jedno wiedział na pewno. Będzie o nią walczyć. Była całym jego światem. Wychodząc z jej domu z bólem zdał sobie sprawę, że pierścionek który leży na jego nocnej szafce może już nigdy nie znależć się na jej palcu.

***

Noc była dziś piękna i przejrzysta. Tak niepodobna do jej nastroju. Do jej złamanego serca. Nagły sms wybudził ją z letargu.

Kochasz mnie?
D.

Nie chamowała łez, płynęły cały czas. Czuła się wykorzystana.

Tak
H.

Oddychała szybciej. Sama nie wiedziała po co mu odpisała, może w jakimś stopniu miała nadzieję, że jeszcze będzie tak, jak dawniej, że dla niego to nie tylko zabawa...

Wybaczysz mi?
D.

Zaśmiała się cicho. Ta gorycz i wstręt nie pozwalały jej na to.

Nie.
H.

Po chwili zacisnęła pięści. Już nigdy nie pokocha. Ta cicha obietnica dała jej swoistą nadzieję na lepsze jutro. Marną, ale zawsze jakąś...

***

Na peron szła sama. Nikt na nią nie czekał. W przedziale siedziała sama zaczytana i nie usłyszała jak ktoś rozsuwa drzwi, wchodząc do środka.
- Hermiono… - Ten głos, jego głos. Jej serce zabiło szybciej. Zmróżyła bursztynowe oczy. - Nie wytrzymam dłużej! Ja cię kocham! Wiem, że spieprzyłem, ale jestem tylko Malfoyem. Głupi i pijany wdałem się w ten przeklęty zakład! - Wybuchł, sam nie wiedząc kiedy znalał się przed zdziwioną dziewczyną.
- Nie obchodzi mnie, czy tego chcesz, czy nie, ale kocham cię. – wyszeptał w jej usta, wcześniej podnosząc ją do pionu. Nie potrzebowała więcej. Tak za nim tęskniła.
- Już nigdy więcej tego nie rób. – Po czym po prostu go pocałowała.
- Nigdy. - wyszeptał  w jej rózane usta.
- I co dalej?
- Wyjdź za mnie – palnął. Popatrzyła na niego, a na jej ustach pojawił się uroczy uśmiech, który tak kochał.

THE END