niedziela, 9 czerwca 2013

Przez mgłę Krwi - BONUS II

AUTORKA PRZEMAWIA 

Mordki wy moje niestety to nie nowy rozdział  :( a następny BONUS . Bardzo was przepraszam ale nie martwcie się rozdział jest już u BETY więc niedługo się pojawi  . Dziękuje wam za liczne i pozytywne komentarze , bardzo mnie wspieracie za co was chyba ozłocę. Dodajecie mi nimi wielkiego kopa weny , no i jak zwykle wielki ukłon w stronę Bety która go sprawdziła , za liczne rozmowy i za to że jesteś kochana . Bez niej już dawno była bym na straconej pozycji .... (wiesz o co chodzi) :D  No ale bez dalszego biadolenie , miłego czytania .
A no i zapomniała bym obiecałam komuś ( kto na prawdę ma taletnt ) że wstawię link z jego opowiadaniem . Sama czytałam i poświadczam BOSKIE .
LINK -  http://tezjestemczlowiekiem.blogspot.com/




Przez mgłę krwi .



Autorstwa: Hermiony Grenger









Prolog




Po policzkach ciekły jej słone łzy . Zamglone, puste spojrzenie pięknych brązowych oczu wpatrzonych w dal .
-TO KONIEC! - Krzyknął ktoś, a łzy szczęścia popłynęły po jej bladych policzkach. Koniec wojny ,koniec Lorda Voldemorta. Jedno dotknięcie płaskiego brzucha, w którym rośnie nowa istota. Mała, krucha istotka .....
-Hermiono – odpowiedzią było tylko zamknięcie oczu. Tyle cierpienia... Tyle bólu i tyle krwi. Tyle zadanego cierpienia.
-Harry ....Gratuluję.- szept ledwo dosłyszalny. W głowie jedno pytanie - Czy żyje? Czy on żyje?
-Wspólnie tego dokonaliśmy - odpowiedział mu szloch.
-Tak, Harry wspólnie .....co z Ronem ?
-Żyje....- W głowie pojawił jej się tylko jeden obraz.
-D...r...- znów szloch . Ojciec dziecka, miłość jej życia. Silne ramiona jej przyjaciela, oplatające jej wątłe ciało . Czy go zobaczy?


I


Promienie słońca wdzierały się przez duże okno do pokoju. Spojrzała na zegarek: 8:00, za 20 min miała mieć ostatni egzamin.
Ból powrócił. Ich już nie było, był On i była Ona. Kochała go, jednak nie powiedziała mu prawdy.
Ich miłość się skończyła. Wszystkie miesiące, każdy dzień, wracał teraz ze zdwojoną siłą. Postanowiła zapomnieć, zatrzeć wszystkie wspomnienia. Minęły 2 tygodnie, a jej się nie udało. Nie płakała, nie, tego nie robiła ... W końcu miała w sobie życie, nowe życie. Musiała być silna. Ostatni dzień w Hogwarcie, ostatni egzamin, ostatnia mowa Dyrektora, ostatnie spojrzenie w błękitne tęczówki przepełnione bólem, ostatni kruchy uśmiech wysłany w jej stronę, ostatnia fala ciepła rozlana po jej ciele i powrót bólu. Łzy napływające do oczu, gdy widziała, jak znikał za barierką na zawsze...
-Hermiona może chcesz spędzić wakacje z nami? - Pytanie wysłane w jej stronę, przez Rudego chłopaka na peronie w Londynie. Proszący uśmiech Harrego...I nadzieja w oczach rudej dziewczyny... Wspomnienia… Wtedy była szczęśliwa, a teraz... Teraz czuła ból. Przepełniał jej ciało i zalewał umysł. Wtedy miała ochotę krzyczeć. Tyle cierpienia na wojnie i stracona miłość to za dużo, jak na jedną osobę.
-Co z tobą Herm?
-Nic -krótka odpowiedź. Ostatnie dni to było piekło. Został z niej już tylko strzępek, wyniszczona, ludzka powłoka. Zmartwione spojrzenia rzucone w jej stronę.
-To co pojedziesz?
-Nie mogę... Harry. Wybaczcie mi, ale już się nie spotkamy. Żegnajcie. - cichy szept.Tak, to było pożegnanie.
-Jak to żegnajcie?- Zdziwiona mina Harrego.
-Ja...nie mogę ..MUSZĘ ..ja muszę ...odejść. Wybaczcie
-Hermiona! - Krótkie spojrzenie, wyrażające tyle emocji. Ona znikająca w tłumie ludzi... Bezradność przyjaciół...

II

Ciemne puste lochy... Wilgoć na ścianach, krzyki przerażenia, tortury... Czego ludzie się dopuszczają, aby zdobyć informacje. Walczą o życie jak dzikie psy. O przywództwo w stadzie. Ona cała zalana krwią. Łzy spływające po policzkach. Spokój, bo wiedziała, że dziecku nic nie grozi ....

Obudziła się zalana potem. Był ranek, a ona znajdowała się w rodzinnym domu, w Londynie. Na dole można było usłyszeć rozmowy rodziców. Bezradność i odpowiedzialność, jaka nagle spadła na jej barki, przerastała ją. Spojrzała na puste kufry, jednym zaklęciem je zapełniając. Musiała zacząć od nowa, tylko ona i dziecko. Bez Dracona Malfoya. Powolnym krokiem zeszła na dół. Jej twarz zawsze wyrażała szczęście, a teraz nawet nie umiała utrzymać lekkiego uśmiechu. Usiadła przy stole i spojrzała na rodziców. Westchnęła.
-Posłuchajcie... muszę wyjechać. Nie potrafię już tu żyć … Muszę wszystko sobie poukładać. -mówiła cicho i starannie dobierała słowa.
-Jak to wyjeżdżasz? - Zdziwili się, patrząc na nią przerażonym wzrokiem.
-Przepraszam - Pusty głos, puste słowa, puste oczy. Teraz żyła tylko dla jednej osoby i bynajmniej nie był to blond włosy Ślizgon.
-Nie przepraszaj... córciu. Co się dzieje? -Zapytał zmartwiony ojciec. Zamknęła oczy, dłonie zacisnęła w pięści. Czekała na falę bólu. Nadeszła … Jego błękit oczu, czarujący uśmiech, ciepłe ciało, styl mówienia, inteligencja, jego dotyk na jej ciele, ciche, wiele znaczące dwa słowa KOCHAM CIĘ ...
-Wiele mamo, ale to nic ważnego... już nie – cicho wyszeptała przy progu domu.
Opuściła Rodzinny Dom. Przeczuwała, że jeszcze go zobaczy, ale musi minąć trochę czasu. Ona musi dorosnąć.

III

Dom. Tak, dla Hermiony Granger bynajmniej zaczynał się nowy rozdział w życiu.
Kupiła mały domek w Niemczech. Minęło już 6 miesięcy, a ona egzystowała. Monotonia, codzienne badania, zakupy dla dziecka, picie herbaty z sąsiadką i rozkoszowanie się bólem psychicznym… Powoli wariowała, tak bardzo chciała zobaczyć jego oczy, jego uśmiech. Gdy pomyślała, że On co noc ma inną, załamywała się jeszcze bardziej. Nigdy nie płakała, już zapomniała jakie to uczucie. Zawsze wspominała, opowiadała swojemu dziecku o Ojcu, którego nigdy nie pozna. Nie pracowała, Ministersto zapłaciło jej, Ronowi i Harremu wystarczającą ilości pieniędzy, by żyli bezpiecznie do końca marnego życia.


* * *

Cicha, ciemna, ciepła noc. Dziewczyna siedziała na schodkach prowadzących do domu. Ból przeszywał jej umysł.
-Witaj- Spojrzała na mężczyznę, który się do niej dosiadł. Był piękny, ciemne włosy, blada cera, ciemne oczy, czerwone usta. Całkowite przeciwieństwo Dracona. Zamknęła oczy i kiwnęła głową w stronę przybysza. Ból zalał jej umysł. Po chwili wszystko ustało, panowała nad tym. Otworzyła oczy. Mężczyzna nadal siedział - przypatrywał się jej pustym oczom, gdy ona nie zwracała na niego uwagi.
- Nazywam się Loise1- Nawet na niego nie spojrzała, dalej tępo wpatrywała się w zarośla.
-Hermiona- odpowiedziała cicho po kilku minutach.
-Coś Cię gryzie? - Uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny.
-Nie....- znów kłamstwo.
-Wiesz ....jesteś w ciąży? - Pokiwała głową. Było jej obojętne kim jest, czego chce. Za wiele przeszła, by bać się zwykłego człowieka.
-Ojciec dziecka musi być szczęśliwy. Ma piękną kobietę i dziecko...- Mówił to ze spokojem, jednak widziała cień bólu i zazdrości w jego oczach. Sama poczuła jakby zasysała ją czarna dziura.
-Nie ....- Myślała że nie usłyszy, ledwie sama zrozumiała ich sens. Jednak spojrzał na nią.
-Nie? -Pokiwała głową, jakby to miało być odpowiedzią. Każde mierzyło się wzrokiem.
-Jesteś Czarownicą. - stwierdził po chwili.
-Tak – westchnęła.
-Tak łatwo się do tego przyznajesz? - zdziwił się.
-Już i tak wszystko straciłam.
-Kim jesteś?- zapytała po chwili.
-Wampirem - Przypatrywał się jej, szukał jakiś oznak zdenerwowania, ale nic takiego się nie stało. Nadal siedziała przed nim z pustym wzrokiem i grymasem smutku na twarzy.
-Tak łatwo się do tego przyznajesz -uśmiechnął się, słysząc te słowa.
-Tobie mogę zaufać ...- odpowiedział. Lekko się uśmiechnęła.
* * *

Tak zaczęła się przyjaźń. On był wspaniałym słuchaczem i opowiadał wspaniałe historie. Słuchała wszystkiego co mówił w zafascynowaniu. Ona opowiedziała mu o wojnie, o rodzinie, o przyjaciołach i o Draconie. Byli dla siebie jak dwójka rodzeństwa. Jedno wspierało drugie. Zaczęła się uśmiechać, jej oczy już nie były puste, a iskrzyły się lekko. Nadal wspominała Dracona, nadal go kochała i jeszcze przychodziła ta fala bólu, ale tylko czasami.
Loise zamieszkał u Hermiony, opowiadał jej o wampirach, lecz nigdy nie zdradził żadnego z ich sekretów aż do dnia...

-Opowiedz- uśmiechnęła się do niego słodko.
-Co?
-Palicie się na słońcu? A co z wodą święconą? Czosnkiem? Kołkiem? - Zaśmiał się i spojrzał na nią litościwie.
-Jeśli chcesz się mnie pozbyć wystarczy powiedzieć...-zażartował.
-No wiesz! Ciekawa jestem! – uśmiechnęła się trzepiąc go lekko w ramie .
-Dobra! Ale wiesz, cicho-sza! - Pokiwała głową na znak, że się zgadza,
-A więc ...to na nas nie działa ....nie palimy się, nawet czasem się modlimy, czosnek? Hmm, zależy. Ja nie lubię, nie smakuje mi, a kołek nie działa. Zabija nas tylko złoto. - przypatrywała mu się. Uśmiechnął się, a ona nagle poczuła kopnięcie.
-Wiesz zastanawiałem się... pewnie chcesz, żeby dziecko poszło do Hogwartu? Tam gdzie jego mama. Przeprowadzimy się do Londynu - spojrzała na niego niepewnie.
-Nie chce Loise, boję się, że znów poczuję ten cholerny ból – wyszeptała.
-Wiesz czasami warto zaryzykować .... ty chcesz szczęścia, a widzę jak się tu męczysz, więc zaryzykuj mała. Znamy się już tyle. Proszę przeprowadź się dla siebie, dla dziecka. Zaufaj mi - popatrzyła na niego, jednak po chwili kiwnęła głową.
-Dobrze, zrobię to…

IV



Po raz ostatni spojrzała na budynek, w którym zamieszkała po ucieczce. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z ogromu sprawy. Nikomu nie powiedziała gdzie się wybiera. A teraz wraca. Wraca do domu w którym straciła wszystko. I wszystko musi budować od nowa.

Jechali już kilka godzin. Przez otwarte okna wlatywał ciepły, orzeźwiający wiatr. Z radia płynęła cicha melodia. Uśmiech na twarzy jej partnera był zniewalający. Też się uśmiechała.
-Louise? Nie mamy gdzie mieszkać...- mruknęła. Popatrzył na nią badawczo, po czym skinął głową.
-Załatwię wszystko siostrzyczko. Nie martw się. Na razie zamieszkasz u rodziców.-
-A ty? Nie zostawię Cię.
-Dziecino, o mnie się nie martw. W Londynie mam starego znajomego. Przekimam się u niego i w tym czasie będę szukał jakiegoś domu dla nas.
-Jesteś pewny? Wiesz, że nie musisz tego robić.
-Wiem ale ...widzisz ty jesteś inna. Nigdy nie pomyślałem, że jestem zdolny do takiej więzi z człowiekiem. - Widząc jej wystraszoną minę, dopowiedział:
-Nie, Herm. Nie zakochałem się w tobie. Jesteś dla mnie niczym młodsza siostra. Taka zagubiona, zraniona przez los. Przepraszam, wiem że to dla ciebie ciężki temat, ale chcę to powiedzieć. Zawsze marzyłem o tym, aby widzieć jak dziecko dorasta, dojrzewa. Nigdy Ci tego nie mówiłem, ale zawsze chciałem zostać ojcem lub chociaż wujkiem.
-Dziękuję, że jesteś ze mną szczery. Teraz chociaż wiem, że nie robisz tego z litości. Zaśmiał się tak głośno, że aż podskoczyła.
-Wiesz jak to zabrzmiało? Litościwy wampir.
-Jesteś tylko człowiekiem, masz uczucia. - Przyjrzał się jej dokładnie, a później spojrzał na drogę. Wydawało jej się, że coś dokładnie przemyśla.


* * *

W Londynie nic się nie zmieniło. Nadal nad jej głową widniały deszczowe chmury, które wyglądały jakby zaraz miał spaść z nich deszcz. Ludzie nadal przemieszczali się jakby jedno goniło drugie. Zadrżała gdy wysiadła z auta i pogłaskała swój brzuszek. Obok niej Loise postawił walizki.
-Dziękuje Lu. Nie wiem, czy dobrze robię pozwalając Ci spać u kolegi. Wiesz, może jednak...
-No coś ty! Gdybym chciał, wynająłbym pokój w hotelu. W razie czego dzwoń, od razu przyjadę. Załatwiłem Ci już Uzdrowiciela prowadzącego Megan Smith. Wizytę masz jutro o 11 w Mungu. Jak chcesz to przyjadę po ciebie.
-Nie Loise, poradzę sobie. - Przytuliła go, wtulając głowę w zagłębienie w jego szyi. Czuła jak przestał oddychać. Cóż taka natura.
Oddał uścisk. Po chwili się puścili, a on wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. Spojrzała na rodzinny dom. Podeszła pod drzwi i zapukała. Wydawało jej się to takie nienaturalne pukać do domu, w którym kiedyś się mieszkało. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich wysoka kobieta, z podłużną twarzą i brązowymi włosami do łopatek, a na twarzy można było zaobserwować pierwsze zmarszczki. Co jednak nie czyniło z niej nieurodziwej kobiety. Wręcz przeciwnie. Dodawało jej kobiecości, a była piękną osobą z idealnie wykrojoną talią, pięknymi biodrami i kształtnymi piersiami. Była taka podobna do matki. Tylko oczy się nie zgadzały. Kobiety były zielone, teraz lśniące przez łzy szczęścia, a jej brązowe, po Ojcu.
-Mamo… - szepnęła, kobieta popatrzyła na jej sporych rozmiarów brzuch.
-Czy ty...
-Tak
-Jezu! Będę babcią! Tak się cieszę kochanie. Wejdź! – weszła, a w tym samym momencie w kuchni pojawił się jej tata. Chwile na nią popatrzył, po czym przytulił mocno do siebie.


-Jak to? - Spytała mama, gdy Hermiona powiedziała jej, że przyjechała tylko na kilka dni, a później zamieszka we własnym domu.
-Mamuś, mówiłam już, tylko parę dni. Loise szuka dla nas domu.
-Loise? Co to za człowiek? - Spytał ostro Ojciec.
-To mój przyjaciel, pomógł mi w trudnych chwilach. Byłam załamana, gdy... wyjechałam. Nie było mi łatwo, ale musiałam. Wtedy już wiedziałam, że będę mieć dziecko . - Przez chwilę panowała cisza, później odezwał się Tom.
-Ważne, że wróciłaś córeczko. – Posłał jej szczery uśmiech, na co ona odpowiedziała tym samym. Z tymże, jej uśmiech nie sięgał oczu. I to martwiło ją najbardziej. Znów była smutna.
-A co z Ojcem dziecka? Wie? - Pokiwałam smutno głową.
-Nie Mamo… I się nie dowie... On jest.... Nie jest... On by...- W końcu co miałabym powiedzieć?

***

Po odprężającej kąpieli, usiadła do swojego biurka. Przed nią leżał pusty pergamin, a obok pióro i tusz.
-I co ja mam napisać? - Odetchnęła głęboko. Tak dawno ich nie wspominała. Nie pamiętała ich twarzy. A chciała spotkać się z nimi jeszcze raz. Wzięła do ręki pióro, które dostała od Dracona, któregoś dnia, gdy siedzieli w jego dormitoriom i pisali wypracowanie na Eliksiry. Piękne, ozdobne, z wygrawerowanym napisem:
Dla tej Jedynej Lwicy która poskromiła Węża . Zamknęła oczy, do których napływały łzy. Kiedyś obiecała sobie, że nigdy nie zapłacze. Jak do tej pory, to jej się udawało. Odłożyło pióro. Nagle poczuła, że nie jest gotowa. Chciała zapomnieć, a oni by jej nie ułatwiali. Położyła się do łóżka. Jej kochana kołdra zakryła brzuszek.
-Dobranoc Kruszynko – Szepnęła i zasnęła.

***

-Nie Loise, dojadę sama. – Mruknęła do telefonu, gdy razem z mamą siedziały przy śniadaniu. Tom jak zwykle pojechał do biura.
-Nie! Loise poradzę sobie. Nie chcę się z nim kontaktować...
-Ponieważ on chciał zostać aurorem. A Harry...wiesz – Matka Hermiony, przypatrywała się ze zdziwieniem.
-Wcale nie uciekam, ja po prostu nie chcę. Nie potrafię się znów z nim spotkać. Nie po tym wszystkim. - Westchnęła ciężko.
-A co ja mu powiem. Masz dziecko? Nie żartuj sobie! - Nie była na niego zła. Była rozgoryczona.
-Nie, dobrze wiesz, że to on….
-Nie przerywaj mi! Dobrze wiesz, że to on, wielki Pan Malfoy sam zdecydował.
-Dobrze Lu.- Z każdą chwilą na ustach brunetki pojawiał się uśmiech.
-To Świetnie! Tak się cieszę. Nie sądziłam, że załatwisz to tak szybko…
-Tak Pa. - Odłożyła telefon i spojrzała na Matkę.
-Coś nie tak córciu?
-Och nie. Lu znalazł wspaniały dom. Jutro się do niego przeprowadzę. - Mina Caroliny od razu zrzedła, ale cieszyła się widząc znów uśmiechniętą córkę.
-Daj mamuś kartkę, napiszę Ci adres.



Jeśli życie daje Ci w kość, to nie po to byś się nad sobą użalał. Tylko po to byś w końcu wziął sprawy w swoje ręce i pokazał, że nawet słaby może stać się silny!


Następny tydzień minął jak z bicza strzelił. W poniedziałkowy ranek zdarzył się cud. Nazywał się Kathrina, miał jasne włoski, małe rączki i czekoladowe oczy. Kathrina była strasznie podobna do Dracona, tylko oczy miała po matce.
Dni mijały, a mała Kath rosła na piękną, mądrą , ciekawską i upartą dziewczynkę. Gdy skończyła 5 lat, całe ich dotychczasowe życie uległo zmianie.

-Kath coś się stało? - Spytał zaniepokojony Loise, gdy ta zaczęła pokasływać. Mała przeniosła na niego swoje mądre oczka i przymrużyła je lekko.
-Nic wujku. tylko źle się czuję. -Mruknęła poprawiając swoje blond włosy.
-Zadzwonię po lekarza – Powiedział zaniepokojony, spoglądając na Blond włosą dziewczynkę .
-To tylko kaszel... nie przesadzaj -Mała wywróciła oczami, a Hermiona uśmiechnęła się do chłopaka.
-Wykapany Dracon – Nadal bolały ją wspienienia, lecz starała się maskować smutek przy córce. Chwilę potem dało się zobaczyć dziewczynkę, spadającą z wysokiego krzesła. Chłopak zareagował od razu. Zanim Hermiona zdołała się ruszyć, on już ją trzymał.
-Zemdlała – Szybko zaniósł ją do pokoju.
-Loise, zadzwoń po Uzdrowiciela dla dzieci! - Krzyk zaniepokojonej brunetki rozniósł się echem po posiadłości .
***

Hermiona patrzyła na swoją małą córeczkę. Jej blond włosy okalały jej twarz, ciemne rzęsy rzucały cień na blade policzki. Miała miarowy oddech i lekko uchylone czerwone usta.
-Kath, proszę wyzdrowiej. – Szepnęła, a po jej policzku, mimo prób, spłynęła pojedyncza łza. Tak się o nią bała. Oto pewnie straci kolejną cenną jej osobę. Za jakie grzechy? Pomyślała urokliwa Gryfonka. Załamana zeszła do kuchni.
-Czego szukasz?- Usłyszała zmartwiony głos Czarnowłosego.
-Zadzwoniłeś? – Spytała, nadal otwierając kolejne szuflady.
-Tak, powiedzieli, że w ciągu 40 min ktoś przyjedzie.
-To dobrze – Mruknęła.
-Czego szukasz? - Powtórzył pytanie.
-Tabletek uspakajających.
-Nie Herm, znów faszerować się tym nie będziesz. – Pięć minut później, siedziała przed herbatką uspokajającą w salonie, gdy nagle usłyszała dzwonek do drzwi.
-To pewnie Uzdrowiciel. Ja otworzę. Ty pij Herbacine, mała – Pokiwała głową, gdy on znikł. Słyszała jak wita gościa.
-Hermiono, to Dracon Malfoy, przyjechał jak najszybciej się dało – Nie to nie mogła być prawda. Powoli spojrzała na niego. Był przystojniejszy, niż zapamiętała. Już nie wyglądał jak nastolatek. Teraz był to mężczyzna, bardzo przystojny mężczyzna. Rysy twarzy mu się wyostrzyły, sylwetka nabrała charakteru, urósł parę centymetrów, a platynowe włosy miał przycięte. I te oczy, w które kochała się tak wpatrywać. Teraz paliły się w nich iskierki jakiegoś dziwnego uczucia.
-Chcę zmiany, Loise. On NIE MOŻE badać Kath.
-Herm nie gadaj głupot, przecież wiesz…
-To moja córka! Ja się nie zgadzam! - Dracon był zdziwiony. Ona, zawsze poważna, teraz tak się zachowywała. Szukał jej przez dwa lata, aż w końcu dał sobie spokój, choć nie stracił nadziei.
-Ale ja jestem jej wujkiem! A Kathrina teraz choruje! - Spojrzała zrozpaczona na przyjaciela
-Braciszku, ale on....
-Wiem ...trudno się nie domyślić - Przejechał ręką po kruczoczarnych włosach i spojrzał na Uzdrowiciela, który wpatrywał się w kobietę z jawną fascynacją i rozczuleniem.
-Tędy, Panie Malfoy. – Kiwnął głową i ruszył za mężczyzną.
Nie mógł uwierzyć, że ona żyła tak po prostu w Londynie. Przecież on jej tak długo szukał. Cholerna Granger.
-Jestem Loise. Jak już Pan ją zbada, to proszę zejść do salonu.- Kiwnął głową i otworzył drzwi. Podszedł do łóżeczka, na którym leżała mała, szczupła dziewczynka. Nie mógł uwierzyć. Była tak do niego podobna…


-Lu, a jeśli on zobaczy.
-To chyba dobrze.
-Nie! To źle! Jeszcze jutro wyjeżdżamy do Niemczech. – Westchnął.
-Nie przesadzaj. Czasem warto dać szansę.- Nic się już nie odzywała. Przed oczami ciągle miała swoją kruszynkę. Po 20 minutach, do salonu zszedł przystojny Blondyn.
-I co z nią? - Były Ślizgon zlustrował mnie wzrokiem.
-Mała ma gorączkę i jest przemęczona. – Draco widział jak patrzy z wyrzutem na bladego mężczyznę.
-Tyle razy Ci mówiłam! Nie zostawiaj jej u Marcela! Widzisz co tym razem się stało?! Ciekawe gdzie tym razem ją zabrał? Obaj zachowujecie się nieodpowiedzialnie!
-To były tylko 4 godziny!
-4 godziny za długo!- Krzyczała jak opętana.
-Ale wiesz dobrze, że ona...-Ty po prostu nie umiesz mu zaufać!
-A jak jego dziecko skończyło? NO jak?! Przemienił je!
-Nigdy bym nie zrobił czegoś takiego KATH!!!
-Wyjdź Luise! Nie pokazuj mi się na oczy!!! - Wrzasnęła wściekła. Miała dość wszystkiego.
-Granger, panuj nad sobą. To też mój dom, więc Lwiaku schowaj pazury. – Złapał ją za ramiona i posadził na fotelu. Rozumiał ją. Ostatnio wariowała, bo jej córka w ciągu tygodnia prawie cztery razy wylądowała w Mungu. Po raz pierwszy, prawie potrącił ją samochód. Po raz drugi, Jerry i ona próbowali ważyć eliksir, co skończyło się wybuchem i wizytą w Mungu. Po raz trzeci, spadła z miotły, gdy grała z kolegami w Quidicha, co skończyło się złamanym nosem i kilkoma obdarciami. Czwarty raz właśnie miał miejsce teraz. Była chora przez jego przyjaciela.
-No już, spokojnie. Nic jej nie będzie. – Pogłaskał ją po włosach.
-Ehmm tu jest recepta, przyjadę za 5 dni. Do tego czasu wszystko powinno być dobrze. - Po chwili dało się usłyszeć trzask drzwi.


V

A jednak.Cuda się zdarzają, nie tylko w niebie. To był mój prywatny cud. I szczęście rozkwitło w mym sercu jak piękny kwiat.


Gdy wyszedłem z Domu Granger, nie mogłem w to uwierzyć. Znalazłem ją i prawdopodobnie miałem córkę. Szybko teleportowałem się do Munga i wpadłem do Laboratorium.
-Zabini, stary! Masz, to są dwa DNA, sprawdź ojcostwo. – Przyjaciel popatrzył na mnie jak na umysłowo chorego.
-Co ci się tak pali?
-Blaise znalazłem ją!
-Kogo.. Granger!?
-No i prawdopodobnie mam córkę!
-O w mordę…- Zabini, jako jedyny rozumiał co naprawdę czuję do Gryfonki. Zresztą on też zakochał się w Gryfonce - Ginny. Ale oni byli razem. Mieli syna i córkę i byli 3 lata po ślubie. No ale on nie stchórzył. A ja tak. Gdybym z nią wtedy nie zerwał... Usiadłem pod ścianą i czekałem. Po godzinie wyszedł uśmiechnięty brunet.
-Gratuluje Panie Malfoy, ma Pan córkę.. Poród trochę trwał, jednak wszystko jest już dobrze- Zaśmiał się, a ja nie mogłem w to uwierzyć.
-Draco wszystko dobrze? – Spytał, podając mi kartkę z wynikami.
-Tak. Dzięki Stary. – Mruknąłem i odszedłem. Do końca pracy zostały mi 3 godziny. Jutro wolne… Tak, jutro udam się do Granger.

***

Siedziała i piła ciepłą kawę. W domu nikogo nie było, prócz niej, Kath i skrzata, który pilnował młodej dziewczyny, aby nie wstawała. Gorączka już spadła i dziewczyna odzyskała przytomność. Nagle usłyszała głośne walenie do drzwi.
Podeszła do nich i otworzyła. Po drugiej stronie, stał ów Ślizgom, o którym teraz myślała.
-Miałaś zamiar mi kiedyś powiedzieć?- Już chciała się wyprzeć, gdy włożył w jej rękę, kartkę z potwierdzonym ojcostwem.
-Draco, ja...WEJDŹ. Tylko nie krzycz… Kath tego nie lubi. – Pokiwał głową, na znak zgody.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
W jej oczach pojawiły się łzy. -Zostawiłeś mnie. Uznałam, że była to tylko głupia zabawa. Jak zdobyć SZLAMĘ i ją w sobie rozkochać…- Skrzywił się na dźwięk tych słów.
-Granger to też moje dziecko.
-Nie sądziłam, że będzie Cię to obchodzić.
Zmrużył gniewnie oczy. -Obchodzisz mnie i TY i DZIECKO!!! Szukałem Cię dwa, cholerne lata! Ale ty, jakbyś się pod ziemię zapadła.
-Wyjechałam…- Nie miała siły krzyczeć. Teraz czuła, jak bardzo jej go brakowało. Obchodzisz mnie...Te dwa słowa, zaciemniły jej umysł.
-Nie rozumiem, jeżeli Ci na mnie zależało to dlaczego...
-Stchórzyłem - Postanowił być z nią szczery. - I nie zależało, tylko zależy. - Poprawił ją.
-A skąd wiesz, że mi na tobie zależy? - Przygniótł ją do ściany i zachłannie pocałował. Obydwoje byli tak spragnieni swych ust. Zakręciło jej się w głowie. Po chwili ją puścił.
-Hermiono... daj mi szansę, nie zawiodę Cię. Nie zawiodę, ani Ciebie, ani Kath.
-Boję się Draco... Ja nie chcę znowu cierpieć…
-Już nigdy, tylko powiedz tak - Przez chwile wpatrywała się w jego oczy. Biła od nich miłość i nadzieja.
-Tak - Po chwili ich usta znów złączyły się w pocałunku, a języki zatańczyły w dobrze znanym tańcu. Z każdą minutą całowali się zachłanniej. W końcu oderwali się, aby zaczerpnąć oddechu, a on wyszeptał.
-Tak tęskniłem.. – Odpowiedział mu uśmiech i kolejny, namiętny pocałunek. W końcu drzwi od sypialni się za nimi zamknęły, a oni wygłodniali swych ciał, pogrążyli się w rozkoszy. Tak, kochani, miłość zawsze zwycięży…


Epilog


-Czy ty Hermiono Jane Granger, bierzesz sobie za męża Dracona Lucjusza Malfoya i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz, aż do śmierci?
Popatrzyła na swojego wybranka. Od tamtej pamiętnej nocy minął rok. A oni nadal byli razem. Kath była szczęśliwa z powrotu ojca. Luc zaprzyjaźnił się z nim, a ona odnalazła niewyczerpalne źródło szczęścia. Tak kochała go całym sercem i nie żałowana dnia, w którym postanowiła mu wybaczyć. Bo każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Popatrzyła mu w oczy. Oczy które tryskały szczęściem i miłością.
-Ślubuję.
-Czy ty Draconie Lucjuszu Malfoyu bierzesz sobie za żonę Hermionę Jane Granger i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że jej nie opuścisz, aż do śmierci? – Kochał ją i kochał Kath i każdego dnia dziękował Bogu za odnalezienie ich, za drugą szansę. Z każdym dniem, gdy patrzył na córkę lub Hermionę, czuł ogarniające go ciepło w sercu...
-Ślubuję.
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować Pannę Młodą.



Święta… Cudowne, magiczne święto. Jedyne w całym roku.
Para czarodziejska siedziała przed choinką, przytulona do siebie i patrzyła, jak ich pociecha otwiera prezenty.
-Dzwoniła Ginny. – Zagadnął blondyn.
-Och, tak?
-Tak, przekazała życzenia i kazała Ci powiedzieć, że zdarzył się ów cud, o którym ostatnio dyskutowałyście. - Uśmiechnęłam się radośnie. Gin będzie miała dziecko. W końcu… To już będzie trzy lata… Tak się cieszę.
-To świetnie!
-Co to za cud?
-Tajemnica – Wymruczałam i pocałowałam go w płatek ucha. Cicho jęknął, gdy polizałam wrażliwe miejsce za uchem.
-Nie prowokuj mnie…
-Mrrr - Zamruczałam i przejechałam językiem po jego, lekko otwartych wargach. Uśmiechnął się, łapiąc mnie w tali i przyciągając jeszcze bliżej, wpijając się w usta.
-Nienasycony – Jęknęłam, gdy przygryzł moją wargę.
-Co Pani ze mną robi, Pani Malfoy? – Zaśmiałam się i lekko musnęłam jego usta.
-Ja ciebie też, kotku…

Koniec

1 Jest takie imię? Tylko pytam bo jeszcze się z takim nie spotkałam;-) Słyszałam tylko o Luise;-)

1 komentarz:

  1. ZAJEBISTE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Czekam na rozdziały tamtej historii. Życzę weny M.

    OdpowiedzUsuń